piątek, 30 maja 2014

Srał was pies (NIE 22/2014)


Generał Jaruzelski był rzadkością i jako człowiek, i jako polityk.

Przenikliwością obezwładniał rozmówców. Okazywał lojalność wobec lojalnych ze szkodą własną. Gdy stykał się osobiście z wrogami politycznymi, to ich uwodził. Otoczenie swoje zaskakiwał luzem, poczuciem humoru i żądzą plotek. Był niespodzianką dla wszystkich, którzy stykali się z Nim osobiście, a pamiętali jako sztywniaka z plenów PZPR, defilad, przemówień – jednym słowem z telewizora. Mniemał bowiem, że nosiciel godności powinien przypominać drzewiec od sztandaru.
Miał wady: mówił zbyt rozwlekle, słuchał innych nazbyt potulnie i za długo, podejmował decyzje dopiero gdy dojrzały, z opóźnieniem. Brakowało Mu nowoczesnego wykształcenia i współczesnych lektur. Nie rozumiał socjotechniki ani mechanizmów władzy. Mniemał, że nakazać coś równa się sprawić. Zadziwiały go nieraz podstawowe wiadomości o świecie, zatem imponowali mu besserwisserzy. Jaruzelski ulepiony był z dobrej przestarzałej gliny. Już komunista, a wciąż polski szlachcic z wadami obu gatunków.
Powiem ostrożnie, że Jaruzelskiego uważam za jednego z największych polskich polityków, ale naprawdę On przerastał wszystkich: Stanisława Augusta, Wielopolskiego, Piłsudskiego. Owszem, Marszałek odparł bolszewików, a Generał się o nich oparł. Obaj dla kraju zrobili, co w ich mocy było. Jednakże mając władzę, Piłsudski ewoluował od demokraty do autokraty. Polityczna droga Generała Jaruzelskiego biegła przeciwstawnie.
Nacjonalistyczna prawica, alias zaplute karły reakcji, potomkowie fanatyka Niewiadomskiego twierdzą, że Jaruzelski był zbrodniarzem, bo wprowadził stan wojenny. Sam Generał nazywał go mniejszym złem. Nie zgadzam się ze skromnością skrytą za tą samooceną. Co miał zrobić przywódca państwa u progu zimy 1981r.? Nic nie robić, a czekać, co się zdarzy? Miał przeciw sobie 9 milionów zrewoltowanych solidaruchów zbuntowanych przeciw PRL, ale także przeciwko im przewodzącym umiarkowanym politykom. Miał pół miliona uzbrojonych zwolenników lub beneficjantów PRL, licząc wojsko i inne formacje zbrojne, milicję, SB, których świerzbiły palce. Miał wojska radzieckie wewnątrz Polski i wokół wszystkich jej granic. Miał na karku doktrynę Breżniewa mówiącą, że z radzieckiego obozu nie ma drzwi z napisem „wyjście”. Nie mógł oddać władzy, bo był do niej wszechstronnie przykuty. Czyż powinien był czekać, kto pierwszy zacznie strzelać, a kto rżnąć? Na ówczesną Polskę patrzeć należy przez pryzmat Ukrainy, Bałkanów, Bliskiego Wschodu. A też marzeń Europy Zachodniej i USA z lat 80. o tym, żeby „komunizm” dogorywał spokojnie. Natomiast o dramacie w kopalni Wujek niechaj idioci opowiedzą np. w Iraku albo Syrii. Tam na pewno docenią jego wielki wymiar.
Drugim z kolei czynem świadczącym o politycznej wielkości Wojciecha Jaruzelskiego była próba wprowadzenia kapitalizmu do socjalizmu, czyli reformy Wilczka–Rakowskiego. W istocie stanowiły one już zmianę ustroju bez usuwania jego politycznych dekoracji. Te jednakże spóźnione i niekonsekwentne próby grzebania realnego socjalizmu przez jego własny kondukt pogrzebowy miały w konsekwencji doniosłe znaczenie. Przy Okrągłym Stole usiadły strony nieodległe już od siebie pod względem celów, rozumiejące wzajemnie swój język. Porozumienie to stanowiło nie tylko dziejową konieczność. Przy wszystkich sporach ono już dojrzało pod względem politycznym i programowym. A z czerwonej strony nie natrafiło na ideologiczne opory. Generał Jaruzelski z opóźnieniem, ale wciąż w porę wyciągnął wnioski z historycznej przegranej realnego socjalizmu.
Wreszcie Jaruzelski przyjął prezydenturę RP/PRL, a to, jak ją sprawował, świadczy o niezwykłym kalibrze tego męża stanu. Żaden inny przywódca w XX wieku tak się nie zachował: mając dużą konstytucyjną władzę, nie korzystał z niej. Stał się doradcą i notariuszem premiera Mazowieckiego. Chronił i aprobował tworzenie zachodniego modelu demokracji oraz kapitalizmu. Nie miał i mieć nie mógł w tym żadnej rachuby własnej. Na urzędzie spokojnie cierpiał upokorzenia. Odszedł dobrowolnie i cicho, z chwilą gdy przestał być nowej władzy potrzebny jako parasol ochronny. Jakiż inny polityk rezygnował ze wszelkich ambicji i uznawał swoją zbędność?
Przez następcę pożegnany został po chamsku. Tak i teraz jest żegnany przez niedorżniętą watahę, mówiąc słowami Sikorskiego.
Nad komuchem, który już dawno temu zrobił swoje i odszedł, nie pochylą się współczesne sztandary. Dla Komorowskiego i Tuska śmierć Jaruzelskiego to ani radość, ani żal, tylko kłopot, przez który trzeba się prześlizgnąć bez nadmiernych strat wizerunkowych. Wielki jest żal tylko tych, którzy Go znali i wspomagali. Płakać powinna Polska, ale jest za głupia na to, żeby włożyć żałobę.
JERZY URBAN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz