Szesnastego maja dwa tysiące czwartego roku ówczesny papież Jan Paweł II kanonizował jedną z nieodpowiedzialnych dewotek, która chorując w ciąży poświęciła własne życie, nie zgadzając się na ratowanie go kosztem dziecka, osierocając przy tym kilkoro innych swoich dzieci już narodzonych i owdowiając kochającego męża. Święty dewot Wojtyła ustanowił więc Giannę Berettę Molla świętą i patronką życia poczętego zarazem. Jak to ze świętymi bywa jej współbracia w wierze pokroili babę na kawałki, robiąc z niej co najmniej kilkadziesiąt relikwii. Tylko dwadzieścia trzy z nich rozwieziono po polskich kościołach, by wierni mogli licznie modlić się do nich o wprowadzenie bezwzględnego zakazu skrobania, na przykład. Słowo "bezwględnego" jest tu kluczowe. Żaden gwałt, ciężka i nieodwracalna choroba genetyczna płodu czy nawet zagrożenie życia matki nie są żadnym usprawiedliwieniem dla zamordowania choćby jednej komórki, będącej zlepkiem plemnika i komórki jajowej. I nie ważne że to coś widać jedynie pod mikroskopem! Z tego może być człowiek! Down nie Down, żadnego In-vitro! Żadnego zamrażania! Żadnych badań prenatalnych! Nawet jak będzie bez mózgu i umrze godzinę po porodzie to przecież kilkadziesiąt minut sobie pożyje w męczarniach... Ma prawo! Zresztą, cierpienie podobno uszlachetnia, jak mawiała inna święta sadystka, Teresa z Kalkuty. Polskie kobiety wkurzyły się nie na żarty! Niejedna wzięła trzeciego października wolne, by manifestować swoją niezgodę na ograniczanie wolności kobiet, na narzucanie wszystkim katolickiego światopoglądu w majestacie tworzonego prawa, na wywyższanie życia często niechcianego płodu kosztem życia matki...
Tymczasem córka świętej patronki życia przekazała jedną z licznych relikwii świętej mamy kancelarii Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Andrzeja Dudy. Prezydent teoretycznie świeckiego kraju przyjął ją z wdzięcznością i uklęknąwszy przed cudownym relikwiarzem począł żarliwie modlić się o rychłe wdrożenie bezwzględnego projektu ustawy antyaborcyjnej...
Cóż... Taki prezydent jakie autorytety.