Już drugi tydzień trwa w Watykanie synod biskupów, który - chcąc nie chcąc - został zdominowany przez postulat dopuszczenia do przyjmowania komunii rozwodników i nie tylko. Fakt nie dopuszczania osób rozwiedzionych (w tym rozwiedzionych nie z własnej winy) do sakramentu komunii jako żywo przypomina absurd skazywania przez Islam zgwałconych kobiet za dopuszczenie się cudzołóstwa w trakcie gwałtu. Tymczasem wśród trzynastu starych kawalerów na watykańskim synodzie zasiadają tacy znawcy i obrońcy tradycyjnego modelu rodziny jak abp. Stanisław Gądecki i abp. Henryk Hoser. W obronie tradycji gryzą po kostkach Papieża, który kierując się m.in. nauką jakiegoś tam Jezusa śmiał wspomnieć o tym, że wszyscy jesteśmy równi. Trwa bezpardonowa walka polskich radykalnych tradycjonalistów, oficjalnie zwana troską o rodzinę, podczas gdy wspólnota Kościoła rzymskokatolickiego zamiast rozwijać - kurczy się i to dość szybko. Wykluczanie kolejnych, całkiem sporych grup wiernych, takich jak rozwodnicy, ludzie żyjący w związkach niesakramentalnych w tym homoseksualistów nie sprzyja rozwojowi Kościoła a szczególnie jego finansów. Zapowiada się więc ciekawa batalia o utrzymanie lub zmianę postrzegania wiernych rozwodników, żyjących na tzw. kocią łapę i homoseksualistów przez kościelnych hierarchów.
Być może za niedługo ks. Charamsa będzie mógł z czystym sumieniem przyjąć komunię świętą, nie musząc wciąż udawać, tak do tej pory jak większość jego homoseksualnych kolegów "normalnego" katolika. Podobnie jak wierni, rozwiedzeni nie z własnej winy...