Zamiast pójść do lekarza po receptę na środki antykoncepcyjne pomódlcie się żeby do zapłodnienia nie doszło (tym bardziej, że farmaceuta z pewnością także podpisał deklarację wiary i mimo posiadania recepty może okazać się, że jego sumienie nie pozwoli mu sprzedać ci pigułek). Jeśli do zapłodnienia dojdzie - jak wyżej. Jeśli zaś bezskutecznie staracie się o potomstwo wizyta w klinice leczenia bezpłodności może okazać się równie owocna jak rozmowa z przedstawicielem ruchu Światło - Życie. Zamiast propozycji "morderczej" metody In-vitro możecie spotkać się ze zgodną z sumieniem katolickiego lekarza propozycją zastosowania tzw. naprotechnologii. Pod tym tajemniczo brzmiącym pojęciem kryje się obserwacja cyklu kobiety i... modlitwa o to by była ona skuteczna. To nic, że ta metoda może przynieść pożądany skutek jedynie w 40% przypadków. Kobiety z niewydolnością jajników, niedrożnością jajowodów i mężczyźni mogą od razu pogodzić się z losem. Kościół tak chciał, a lekarze podpisali. Bowiem - jak mawia Tomasz Terlikowski - lekarz nie jest od zabijania ludzi. Grunt że się modli. Módl się i Ty. Chyba że stać Cię na to, by leczyć się prywatnie...
Luźne myśli i przemyślane opinie, komentarze, emocje, uczucia i marzenia związane nie tylko z polityką. Proza, poezja, zapomniane fotografie, spotkania które warto pamiętać, ludzie o których warto wspomnieć i wydarzenia, obok których nie sposób przejść obojętnie. Życzę miłej lektury. / Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy blog niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu. /
sobota, 7 czerwca 2014
piątek, 6 czerwca 2014
Pełniacy Funkcję Prezydenta Miasta Oświęcim odpisał mi w sprawie Rynku Głównego w Oświęcimiu
Tak naprawdę odpisał mi Zastępca Pełniącego Funkcję Prezydenta Miasta Oświęcim Pan mgr inż. Andrzej Bojarski. Sens tej odpowiedzi jest taki, że obecny układ komunikacyjny na Rynku Głównym w Oświęcimiu jest przywróceniem stanu sprzed remontu. Odpowiedź nie precyzuje jaki okres sprzed remontu Pan Zastępca Pełniącego Funkcję ma na myśli a także nie rozstrzyga czy obecne rozwiązanie jest najbezpieczniejszym z możliwych. Pozostaje mieć nadzieję, że dzięki podjęciu tego tematu przez pana Piotra na jednym z lokalnych portali informacyjnych więcej niż dotychczas osób ma świadomość że wjeźdzając na oświęcimski rynek porusza się po "Strefie zamieszkania", gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 20 km/h i bezwzględne pierwszeństwo pieszych.
czwartek, 5 czerwca 2014
środa, 4 czerwca 2014
Oświęcimska Przestrzeń Spotkań na Kamieńcu
Kilka dni temu pewien żądny sensacji oświęcimski żurnalista opublikował na lokalnym portalu mrożący krew w żyłach tekst, informujący jakoby w projektowanej Oświęcimskiej Przestrzeni Spotkań miało zabraknąć miejsca na istniejące schronisko dla zwierząt. Proszę zauważyć, że ta "Przestrzeń" tylko tym się różni od takiego na przykład Kopca Pamięci, Pojednania itd., że jest mglistą wizją nie jednej a dwóch osób - Komisarza Chwieruta i Marszałka Sowy. I nie ma tu najmniejszego znaczenia brak miejsca w tych ambitnych planach ani na lokalizację schroniska dla zwierząt (zresztą niezbyt szczęśliwą ze względu na zagrożenie powodziowe) ani nawet brak wystarczającej ilości miejsca na projektowanym "rondku" (w miejscu przecinania się alejek parkowych) do... lądowania UFO, na przykład.
Jakakolwiek wizja zrobienia na Kamieńcu bliżej nieokreślonej "Przestrzeni" z bliżej nie określonych pieniędzy a także przeniesienia zwierząt z istniejącego schroniska w nieznane (lepsze?) miejsce o którym kompletnie nic nie wiadomo powoduje, że jeszcze długo będziemy mogli martwić się jedynie tym co mamy, czyli przepełnionym i niedofinansowanym schroniskiem a nie wizjami parkowych alejek w miejscu istniejącego schroniska.
Pamiętajmy, że to już jest przestrzeń spotkań - ludzi i zwierząt.
I to od nas, ludzi zależy czy będzie nadal piękną przestrzenią niesienia pomocy mniejszym od nas stworzeniom czy też jedynie zapomniana przez większość, zapuszczona i cuchnąca "przeszczeń".
Pomóż i Ty! Osobiście lub finansowo - jak wolisz.
wtorek, 3 czerwca 2014
List otwarty "anonimowego obywatela" do Jana Hartmana i Twojego Ruchu
Poniższy list skierowany jest do prof.
Hartmana będącego prominentną postacią partii Twój Ruch, która właśnie
przerżnęła z kretesem wybory europejskie. Partia ta określała się jako
alternatywa dla obecnego, zabetonowanego układu politycznego. Polska
pilnie potrzebuje takiej alternatywy, dlatego też każdą tego typu
inicjatywę warto wspierać. Przykro jednak patrzeć gdy kolejna próba
kończy się fiaskiem wskutek oczywistych błędów popełnianych przez ludzi
ją tworzących. Te błędy są popełniane od dawna, zatem problemem musi być
brak refleksji, przemyśleń, a może nawet szeroko rozumianego zaplecza
intelektualnego. Być może tego typu list coś pomoże. Może nawet dotrze
do adresata? Choć w zasadzie adresatem są wszyscy działacze TR. Ale
kierownictwo TR jest adresatem szczególnie istotnym, bo tylko ono coś
może zmienić. Prof. Hartman jest adresatem symbolicznym. Może to on
zostanie nowym przewodniczącym tej partii? W każdym razie do Palikota
pisać już nie warto. Jeden taki list już był i wniosków nie wyciągnięto
żadnych.
Jeśli jesteś akurat działaczem TR i
znasz Hartmana, podeślij mu łaskawie link do tego. Albo przynajmniej sam
przeczytaj (mimo że długie) i pomyśl.
Szanowny Panie Profesorze,
Piszę do Pana ten list otwarty tuż po
ogłoszeniu sromotnej porażki jaką zaliczyło Wasze ugrupowanie w
eurowyborach. Piszę jako wciąż jeszcze wyborca, który oddał na Was głos,
mimo iż przeczuwał że skończy się to jedną wielką kupą. A po co piszę?
Żeby wyjaśnić Wam dlaczego stało się tak, jak się stało. Piszę akurat do
Pana ponieważ jest Pan jedną z mądrzejszych tam osób i ma dostęp do
ucha Ukochanego Przywódcy (zwanego Januszem). Może mu Pan co podszepnie.
List jest długi, ale proszę go
przeczytać. Tego nie powiedzą Wam wyborcy na spotkaniach (bo mało czasu)
ani owi piarowcy za dychę których wynajęliście, nie potrafiący nic
mądrego wymyślić bądź nawet uniknąć podstawowych błędów wymienionych
poniżej.
1. Focus na niewłaściwy target.
Będąc świeżo po lekturze "Marketingu
dla opornych w 24 godziny" zapewne doskonale rozumiecie owe anglicyzmy
zawarte w tytule, gorzej z praktycznym zastosowaniem tej teorii. Czy
wiecie chociaż kto jest Waszym targetem? Chyba nie.
Piotr Tymochowicz stwierdził kiedyś
publicznie: "społeczeństwo składa się głownie z debili, zatem jeśli
chcesz wygrać wybory, musisz zrozumieć psychikę DEBILA". Ta strategia
jest nadużywana przez wszystkie partie i poniekąd słusznie. Ci których
PT nazwał "debilami" (a są to po prostu ludzie podejmujący decyzje
irracjonalnie, pod wpływem propagandy, strachu lub innych emocji)
stanowią twarde elektoraty i zazwyczaj tłumnie odwiedzają urny wyborcze.
Dotarcie do tego typu wyborców wydaje się być dobrą inwestycją. Po co
marnować czas na przekonanie myślącego człowieka który pewnie i tak do
wyborów nie pójdzie, skoro taniej zbajerować paru kołków prostym
hasełkiem zawierającym koniecznie słowa-klucze: "Polska, Europa,
bezpieczeństwo"? A jak nie zadziała to można jeszcze dodać "Putin,
wojna", wtedy sznur wystraszonych lemingów przy urnie gwarantowany. Niby
więc można też i po dobroci: "rozwój, legalizacja, świeckie państwo,
kobiety". Inny ton, ale metoda ta sama. Genialne? Niekoniecznie.
Przede wszystkim grupa podatna na coś
takiego stale się zmniejsza. To widać po frekwencji. Drugi problem jest
znacznie poważniejszy choć banalnie oczywisty. To konkurencja. Wszystkie
partie walczą o tę samą grupę, w ten sam sposób. Ten rynek jest
nasycony. A Wy tylko rozpaczliwie próbujecie odebrać choćby procencik
"market share": PiS'owi (waląc w Tuska Piskorskim), PO (chcąc być
bardziej proeuropejscy) i SLD (retoryka socjalna i "prokobieca").
Niestety to daremny trud. W ten sposób nic nie osiągniecie. Firmy które
usiłują się wcisnąć na zatłoczony rynek naśladując konkurencję, są
skazane na klapę.
Frekwencja w tych wyborach wyniosła
mniej niż 25%. To znaczy że potencjalny rynek jest 3 razy większy, niż
to co ma Wasza konkurencja razem wzięta. Zamiast labiedzić o "klęsce
demokracji" może byście łaskawie zauważyli ten segment, olewany dotąd
przez wszystkie partie, a przecież ogromny? 75% społeczeństwa nie ma
reprezentacji politycznej! Rządząca partia uzyskuje niecałe 8% głosów.
Przecież to już nie jest nawet demokratyczna władza, tylko zwykli
uzurpatorzy! To są wymarzone warunki dla opozycji!
Tyle tylko że Wy nawet nie próbujecie.
Wasza kampania była wyraźnie skierowana do owych "debili". Hasełka
proste i ograne, spoty koszmarnie słabe, niemerytoryczne i infantylne,
zagrania medialne groteskowo śmieszne. Szczuka z "mężem" na okładce
równie wiarygodna jak Jarek z "żoną" parę lat temu. Donos do prokuratury
na biskupa równie poważny co przyprawienie psu diabelskich rogów. Atak
na Tuska ("kasa od CDU") równie inteligentny jak atak na Cimoszewicza w
2005 roku. Last but not least, Kwaśniewski w roli misia z Krupówek,
który nie chciał nawet pozować. Żenada totalna.
Próbując wyszarpać konkurencji coś z
tego zagospodarowanego 25%, nie możecie liczyć na nic więcej niż błąd
statystyczny. Musicie zrezygnować z tego 25%, a zacząć walczyć o 75%. To
oznacza jedno -- koniec z kierowaniem przekazu do Tymochowiczowych
"debili". Musicie zwolnić dotychczasowych spin doctorów (o ile w ogóle
macie takowych), powielających nieudolnie metody Tymochowicza. Te metody
już przestają działać. Ludzie zmądrzeli. Zacznijcie wreszcie mówić do
nich z sensem. Tutaj dochodzimy do następnego punktu.
2. Brak profesjonalnego przekazu.
Podobno partia Twój Ruch ma program.
Ja go nawet czytałem, bo jestem dociekliwym wyborcą. Przebrnąłem więc
przez FATALNIE zrobioną stronę "twojruch.eu" i doklikałem się do dziwnie
nazwanego dokumentu pt. "Plan zmian". Jestem cholera dociekliwy. Nie
zraził mnie kompletnie amatorski sposób przygotowania tego dokumentu,
jak i całej strony. Nie mówię o treści, ale o formie. O stronie
technicznej, sposobie prezentacji, typografii. Takiego paściarstwa już
dawno nie widziałem. Mam na myśli to, co tam jest w tej chwili. Kiedyś
widziałem program TR w formie całkiem ładnie zrobionego PDF, ale to
gdzieś zniknęło. Zamiast tego jest ów "plan zmian", z dopiskiem PROJEKT,
złożony bardzo nieudolnie, niczym studencka rozprawka. Ta treść (chyba
ta sama) jest też bezpośrednio na stronie i wygląda jeszcze gorzej. Kto
do jasnej cholery jest u Was odpowiedzialny za prezentację treści w
internecie? Zwolnijcie tę osobę NATYCHMIAST, bo to amator nie mający
pojęcia o rzeczy. Kupa chaotycznie walających się śmieci na głównej
stronie dopełnia obrazu nędzy i rozpaczy.
Musicie zrozumieć, że bez
profesjonalnej prezentacji nie macie szans na przekonanie kogokolwiek do
swoich racji. Może ten Wasz program nie jest zły, ale kto o tym wie? Na
dzień dzisiejszy mniej niż 1%. Forma Waszych materiałów odstrasza od
poznawania treści. Pomijając już zupełnie fakt, że pewnie mało kto w
ogóle na tę stronę wchodzi. Oglądałem wiele waszych spotów i jakoś nie
zapadło mi w pamięć żeby w którymkolwiek znalazło się jakieś odniesienie
do strony i programu. A przecież to powinna być podstawa. No chyba że
spot jest tworzony dla "debila" (patrz p. 1). A te niestety
prawdopodobnie były.
Program musi być prezentowany i
promowany cały czas. Oto przecież chodzi w kampanii wyborczej. Nie
możecie go ukrywać gdzieś w paskudnie wyglądającym dokumencie, na
stronie nie nadającej się do oglądania. Treść musi być łatwo dostępna,
przyjazna w formie, profesjonalnie przygotowana. Taki sposób prezentacji
pokazuje szacunek do odbiorcy. Z kolei paściarstwo i bylejakość formy
mówi dobitnie: "mamy Cie w d...".
3. Powielanie bzdurnych (a szkodliwych) mitów ekonomicznych.
Jedną z najgłupszych decyzji podjętych
przez RP w aktualnej kadencji było bezwarunkowe poparcie podniesienia
wieku emerytalnego do 67 lat. Ta operacja rządu miała charakter czysto
PR-owski, obliczony na użytek agencji ratingowych przed planowaną emisją
obligacji. Taka była wtedy moda w Europie (na podwyższanie wieku
emerytalnego) i min. Rostowski postanowił się pod nią "podczepić".
Propagandowo sprzedano to jako wielką
reformę mającą uratować polski system emerytalny. Jest to oczywista
bzdura. Ilość środków na pokrycie zobowiązań emerytalnych zależy
wyłącznie od siły gospodarki i jej zdolności wytworzenia kapitału.
Innymi słowy, pieniędzy na emerytury nie generują ludzie, tylko miejsca
pracy. Jeśli są miejsca pracy, to ludzie się zawsze znajdą (bez
znaczenia w jakim języku mówiący). Zajęte miejsce pracy oznacza
zapłaconą składkę do ZUS, a zatem wpływ środków na wypłacenie należnych
emerytur.
Podnoszenie wieku emerytalnego co do
zasady niczego nie zmienia. Jeśli obywatel w wieku lat 65 nie ma pracy
lub zostanie zwolniony, to i tak trzeba mu będzie wypłacić jakiś
zasiłek. No chyba że nie zrobimy tego, licząc że biologia sama szybko
rozwiąże problem (bardzo "humanitarne" podejście).
Z drugiej strony absurdem jest
namawianie do rodzenia większej liczby dzieci. Co się stanie jeśli
Polacy zaczną się masowo rozmnażać, jak tego chce zarówno rząd jak i
Kościół Katolicki? Najpierw ta armia nowych obywateli obciąży państwowy
system edukacyjny i medyczny, a następnie po osiągnięciu pełnoletniości
podzieli się na dwie grupy. Pierwsza wyjedzie z Polski budować swoje
osobiste szczęście gdzie indziej (a przy okazji PKB tych krajów). Druga
zostanie i obciąży systemy pomocy społecznej oraz penitencjarny. Bo
skoro pracy tu nie będzie, jedyne alternatywy będą następujące:
wyjechać, iść po zasiłek lub kraść.
Wróciliśmy do punktu wyjścia: to
miejsca pracy generują kapitał, nie masa ludzka. Liczenie obywateli na
kilogramy jak u Barei do niczego nie prowadzi. Szkoda że Palikot nie
zdobył się, żeby tę oczywistą prawdę powiedzieć. Zamiast tego wolał
poprzeć Tuskową propagandową gierkę. Gdyby przynajmniej potrafił coś w
zamian ugrać -- ale nie. Swoje poparcie sprzedał za "bezdurno". Co
prowadzi nas do następnej kwestii.
4. Całkowity brak skuteczności politycznej.
Chyba nikt nie liczył, że będąc małym
klubem parlamentarnym RP dokona jakichś przełomowych zmian. Ale że
chociaż jedną znaczącą zmianę (drogą umiejętnej gry politycznej) uda się
wprowadzić -- taka nadzieja była. Niestety, została ona pogrzebana. Nie
udało się absolutnie nic. A okazja była choćby przy wspomnianej ustawie
emerytalnej. Skoro Tusk uparł się przy tym rozwiązaniu (bo tak mu kazał
Rostowski), trzeba było podjąć tę grę i wysunąć własne żądania. Realne.
Wziąć jeden postulat możliwy do realizacji, tj. nie wymagający alokacji
środków pieniężnych. Choćby ta nieszczęsna depenalizacja marihuany. Lub
pewne rozwiązania dla związków partnerskich, ale obojętne dla budżetu,
czyli np. bez wspólnego rozliczania podatków.
To by mogło przejść. Gdyby Tusk się
ugiął i przymuszony tą sytuacją zmusił swoich prawicowych kamratów do
zgięcia karków i poparcia takich rozwiązań -- byłby to spektakularny
sukces RP. Nawet mimo tego, iż marihuana czy związki partnerskie nie są
kluczowym problemem Polaków. Te kwestie są niszowe, dotykają
mniejszości. Ale jako "proof of concept", pokazanie że da się cokolwiek
zrobić będąc nawet małą partią, nadają się doskonale.
Gdyby jednak Tusk się oparł tym
żądaniom, należało zagłosować przeciw rządowi. Wtedy przynajmniej
Palikot uniknąłby zarzutu o bycie pomagierem Tuska i branie udziału w
ekonomicznych gusłach opisanych w punkcie 3. Tak czy inaczej, wyszłoby
to Palikotowi na dobre. Dlaczego mając gwarantowaną wygraną wybrał drogę
prowadzącą do gwarantowanej porażki -- tego nie jestem w stanie
zrozumieć.
Należy przy tym podkreślić, iż
zajmowanie merytorycznego stanowiska wobec "ustawy 67" nie miało sensu,
ponieważ ona sama nie ma żadnego praktycznego znaczenia, nie rozwiązuje
żadnego problemu ani nawet nie wpływa na sytuację przyszłych emerytów. A
to dlatego, że do kwestii wieku emerytalnego i tak będzie trzeba
podejść jeszcze raz, tym razem na poważnie. Liczba 67 nie jest
ostateczna. To się dopiero okaże, na ile wydajność polskiej gospodarki
będzie w stanie sprostać potrzebom. Może się okazać, że i 70 będzie za
mało. Jedynym rozwiązaniem są niezbędne reformy pobudzające wzrost. To
jednak materiał na inną dyskusję. Nie oczekujemy od małej partii że od
razu poda skuteczne recepty na tak złożone problemy (PO, PiS i SLD też
nie mają takich recept). Oczekujemy, że umiejętnie grając na scenie
politycznej przeprowadzi ona chociaż jedną małą sprawę, po to aby
potwierdzić sens głosowania na nią i stworzyć sobie warunki do stania
się partią dużą, mogącą zajmować się sprawami wielkimi.
5. Naiwny euroentuzjazm sprzeczny z nastrojami społecznymi i realną polityką.
Jeśli coś można uznać za wyróżnik
partii Palikota, to na pewno wspomniany naiwny euroentuzjazm. Polegający
na domaganiu się jak najszybszego wprowadzenia Euro oraz pogłębionej
integracji europejskiej. Jest to jakaś koncepcja, można o niej
dyskutować w zaciszu salonów -- tyle że całkowicie nierealna i
niechętnie widziana przez wyborców w obecnej rzeczywistości.
Polacy generalnie nie są
euroentuzjastami, mimo różnych sondaży naiwnie pytających "Czy popierasz
obecność Polski w Unii". Z tych sondaży wyciąga się zbyt daleko idące
wnioski. Tymczasem większość akceptuje Unię, bo ona pozwala wyjechać i
zarobić kasę. Poza tym sama daje kasę. Kasa ta jest przeważnie
rozkradana lub wyrzucana w błoto (po naszej stronie -- to nie wina
Unii), niemniej jednak co-nieco udało się za nią zbudować i
unowocześnić. Polska w Unii wygląda ładniej -- przynajmniej tyle z tego
mamy. Bo żeby stawała się naprawdę lepszym krajem do życia, tego już
stwierdzić jednoznacznie nie można. Widzimy więc, że Unia nie jest
panaceum na wszystkie problemy. Do tego stwarza zagrożenia. Boimy się że
euroabsurdy wytwarzane przez eurokratów będą uderzać w polskie firmy i
obniżać konkurencyjność naszej gospodarki. Dlaczego niemiecki eurokrata
ma dbać o interes polskiego przedsiębiorcy czy pracownika? Już widać, że
nie dba. Dowodem na to choćby zakaz sprzedaży papierosów mentolowych.
Takie decyzje obniżają zaufanie do Unii i tutaj Unia jest już winna sama
sobie.
I tu niestety dochodzimy do głownego
problemu. Czy taka głęboka eurointegracja, rodzaj "Stanów Zjednoczonych
Europy" jest w ogóle możliwa? Kiedyś rojono na ten temat różne fantazje,
jednak ostatecznym kubłem zimnej wody okazał się kryzys ukraiński. Na
przykładzie stosunku państw UE do Rosji widać wyraźnie, iż cała ta Unia
to zwykły pic na wodę. Żadnej Unii nie ma tak naprawdę, bo w dalszym
ciągu liczą się partykularyzmy i interesy (oraz interesiki)
poszczególnych państw. Takie Niemcy na przykład, nie chcą być solidarne i
płacić za gaz więcej, aby Polska mogła płacić mniej. A to wredni
Niemcy... a spodziewał się ktoś czegoś innego? Na ich miejscu
robilibyśmy przecież tak samo!
Realnie żadnej Unii nie ma i nigdy nie
będzie. UE istnieje formalnie, zapewniając ogromnej liczbie polityków
łatwy byt na wysokim poziomie. Ale jak przyjdzie co do czego, jakiś
większy kryzys lub inne zagrożenie -- wszystko to się z hukiem rozsypie.
Każdy pobiegnie bronić swojego poletka. Polacy doskonale o tym wiedzą.
Partia promująca nierealny europejski mit nie ma wielkich szans na
poważne traktowanie. Równie dobrze ktoś mogłby zaproponować kolonizację
Księżyca i eksploatację tamtejszych złóż Helium-3.
Dużo bardziej sensownym podejściem
byłoby wskazanie jakie właściwie korzyści Polska może osiągnąć dzięki
trwaniu w Unii takiej jaką ona rzeczywiście jest. To próbuje robić PO i
jak widać przynosi to efekty. Donald Tusk postępuje bardzo cwanie. On
puszcza oko i mówi "między słowami": ta cała Unia to syf i wcale jej nie
lubię, ale oni dają nam kasę na te wszystkie autostrady i aquaparki, a
póki dają to trzeba siedzieć cicho i brać (a tak w ogóle głosujcie na
PO, my załatwimy jeszcze więcej KASY).
Z tak postawionym stanowiskiem trudno
polemizować, ale można wykazać fałsz i zaniechania. Donald Tusk jakoś
nie chwali się tym, jak efektywnie owa unijna kasa jest wydawana po
polskiej stronie. A to pozostawia wiele do życzenia. Jest tu pole dla
partii opozycyjnych. Zamiast opowiadać bajki o Zjednoczonej Europie lub
"Euro-tarczy antyrakietowej", rozpocznijcie dyskusję jak wykorzystać te
środki które jeszcze nam zostały. Polacy już się przekonali, że aquapark
w każdej wsi to nie jest wyznacznik rozwoju cywilizacyjnego. Jak na
razie nikt nie potrafi zaproponować niczego innego. Czy naprawdę nie
widzicie tu luki do wypełnienia?
6. "Twoja twarz brzmi znajomo" (tylko jakoś nie tak jak powinna).
W eurokampanii EPTR najwyraźniej
postawiła na celebrytów, czyli ludzi którzy są po prostu znani. A z
czego to już drugorzędna sprawa. Takie podejście zakonczyło się klęską
totalną. No bo spójrzmy jak opinia publiczna odbiera te osoby (proszę o
niepozywanie mnie, to jest vox populi a nie moja opinia).
Aleksander Kwaśniewski - w najlepszym
wariancie stary komuch, którego czas już minął. W najgorszym - alkoholik
prowadzący podejrzane interesy ze złodziejami polskimi oraz
zagranicznymi. To brutalna ocena, ale Aleksander Kwaśniewski niestety
sam dopuścił do takiej erozji swojego wizerunku publicznego, nie dbając o
ten wizerunek odpowiednio. Tabloidy dopełniły reszty. Dodatkowo jeszcze
jego postawa w kampanii była wątpliwa. Widać było wyraźny brak
zaangażowania.
Paweł Piskorski - aferzysta i
złodziej. Niestety do Pawła Piskorskiego trwale przylgnęła ta etykietka i
już nie ma na to rady. Bez względu na to czy prokuratura coś mu
udowodni czy nie, medialnie Paweł Piskorski jest spalony. Jego rewelacje
na jakikolwiek temat będą uznawane za niewiarygodne.
Ryszard Kalisz - bufonowaty polityczny
celebryta o narcystycznej osobowości. Kiedyś uchodził za
intelektualistę i obrońcę wolności obywatelskich. Dziś zajmuje się tylko
opowiadaniem anegdotek o sobie samym i wylewaniem żalu na byłych
kolegów z SLD. Powodem jego kandydowania jest zrobienie na złość
Millerowi, a nie żaden konstruktywny plan polityczny. Często odcina się
od TR i podkreśla swoją odrębność. A po co komu jednoosobowa partia?
Kazimierz Kutz - zacny człowiek mający
skłonność do nadmiernej szczerości i mówienia wszystkiego co tylko
ślina na język przyniesie. Pod koniec kampanii ogłosił publicznie, że
żałuje kandydowania. Oczywiście natychmiast zostało to podchwycone przez
media i konkurencję. Do opinii publicznej zostało to przekazane w
sposób sugerujący że Kutz zrezygnował. Prawdopodobnie to przełożyło się
na jego przegraną na Śląsku. Można się zastanawiać, czy w skali kraju
nie położyło to całej kampanii EPTR, na zasadzie tzw. efektu Ratnera
(proszę sobie znaleźć na Wikipedii).
Andrzej Celiński - podobna sytuacja co z Kazimierzem Kutzem.
Marek Siwiec - rozsądny gość, ale mało go było widać.
Robert Kwiatkowski - j/w.
Dorota Gardias - to ta pogodynka? Nie,
chyba nie ona. A może ona? Nie to ta ze strzykawką. Co ona ma w tej
strzykawce? To Palikociara, pewnie jakąś amfę. Choć nie, amfę się
wciąga. A marychę pali. A co się wstrzykuje? Jakąś herę chyba. HGW. Nie
znam się na tym. To chyba był spot skierowany do młodzieży.
Izabella Łukomska-Pyżalska - ta co
płakała, że jej ukradli biżuterię za 200 tysięcy. Potrzebuje kasy na
nową. Eurodieta w sam raz się przyda.
Kazimiera Szczuka - ta co odważyła się
napyskować Wiplerowi. A przynajmniej takie wydarzenie jest
wyeksponowane na głównej stronie twojruch.eu. Biedna Kazia. Tyle się
naczytała w życiu, a w końcu i tak ktoś ją zestawił z Wiplerem. Oraz
wypchnął na okładkę tygodnika "Wielki Świat Kuchenny Blat". Ideał
sięgnął bruku.
Wanda Nowicka - bohaterka najbardziej
kuriozalnej historii. Obrzucona błotem i nazwana złodziejką publicznych
pieniędzy (sprawa premii dla prezydium sejmu) przez samego Palikota, a
potem przyjęta z powrotem. Stała się mimowolnie symbolem schizofrenii
toczącej partię Janusza Palikota. I to z winy Palikota wyłącznie. Sam
zarzut wobec Nowickiej był dęty. Po co było rozpętywać tę aferę?
Wymieniłem najbardziej znaczące w tej
kampanii osoby (nie tylko kandydujące). Niestety były one albo
niewłaściwie dobrane, albo nieumiejętnie zaprezentowane.
Z drugiej strony żeby nie było że się
czepiam i przytaczam same negatywy, pozytywny przykład. Barbara Nowacka
-- objawienie tej kampanii. Być może przyszła Pani Premier
Rzeczypospolitej Polskiej. Ja w każdym razie za taką Panią Premier bym
się nie wstydził (w odróżnieniu od Panów Premierów DT, JK, KM i wielu
poprzednich). No ale sama Nowacka za Was wyborów nie wygra. Do roboty!
7. Nieumiejętność znalezienia sobie miejsca w nowoczesnym dyskursie politycznym.
Jako kształcony filozof dzieła Hegla
zapewne zna Pan na pamięć. Ja jako człowiek o wykształceniu ścisłym wiem
co to równanie różniczkowe i wynikająca z niego cykliczność, która
manifestuje się w przyrodzie we wszelkich możliwych aspektach. Obaj
wiemy co to teza-antyteza-synteza. Wiemy też, że czas biegnie do przodu a
procesy chaotyczne są nieodwracalne. Obaj rozumiemy, iż staromodne
pojęcia polityczne obecne w dyskursie sprzed 100 i więcej lat, dziś już
nie mają racji bytu. Prawica, lewica, liberałowie, konserwatyści,
socjaliści, feministki, itp... to wszystko już było. Ludzkość już to
przerobiła i poszła dalej. Tamten cykl się zakończył. Obecnie żyjemy w
epoce Wielkiej Syntezy. Współczesny system polityczno-ekonomiczny to
mieszanina najrozmaitszych idei i poglądów. Ale i coś więcej niż tylko
mieszanina. Całość większa od sumy składników. Awans na wyższy poziom.
Stąd już nie ma powrotu do starych ideologii.
Współczesny system miał rozwiązać
wszelkie problemy ludzkości i wyeliminować wojny. Kiedyś ogłoszono nawet
Koniec Historii. Dziś już widać to co było do przewidzenia: nie udało
się. Następnym razem też się nie uda. Historia biegnie dalej, cykl musi
się zamknąć i rozpocząć nowy. Pytanie tylko jedno: co będzie antytezą
tego cyklu? Czy będzie to barbarzyńca z kijem i swastyką chowający się
za plecami innego barbarzyńcy w garniturze i muszce? A może jednak będą
to ludzie inteligentni, mający plan naprawczy? Oto jest dylemat --
wszystko rozwalić i zacząć od nowa, czy naprawiać to co jest?
Poki co, to niestety barbarzyńcy górą.
Tylko oni potrafili stworzyć jakąś antytezę. Prymitywną, opartą o
rozwalanie, ale nie pozbawioną skuteczności. Takiej na kilka-kilkanaście
procent średnio. Na razie. Ale to będzie rosnąć. A co z Wami? Gdzie są
ludzie postępu i cywilizacji? Gdzie Wasze propozycje? Jak dotąd nawet
nie potraficie porządnie nazwać problemów i wad systemu, nie mówiąc o
projektach zmian. Realizacja ewentualnych zmian to już jak podróż do
odległej galaktyki.
Przeciwnik z którym walczycie nie jest
łatwy. To siły stagnacji, jak zawsze. W polskim wydaniu - "banda
czworga" z POPiS'em na czele. Oni zrobią wszystko, żeby zmiany
zatrzymać. Bo to ich kasa i ich władza. Motywy są niskie, jak zawsze.
Trudno z tym walczyć metodą ewolucyjną. Antyteza musi być rewolucją. Ale
jak zrobić żeby nie stała się rozpierduchą? Jak nie dać się
zaszufladkować jako drugi JKM? Jak dotąd przegrywacie. Nie byliście w
stanie wymyślić porządnej, nowoczesnej antytezy dla tego systemu.
Spójnego programu zmian, trafnie punktującego wszystkie jego słabości.
Wasz program zawiera tylko pewne jego elementy. I nawet w tych
przypadkach nie potraficie ich wytłumaczyć ludziom, "sprzedać" jak to
się mówi.
W miejsce oczekiwanej antytezy
wepchnęli się radykałowie -- a sprytnie manipulujące siły stagnacji
zaczęły Was przedstawiać jako radykałów konkurencyjnych. To ciągłe
powtarzanie że jeden Janusz zastąpił drugiego jest właśnie tą
manipulacją. Obudźcie się. Jesteście w Oktagonie, a przeciwnik właśnie
Was rzucił na ziemię i założył duszenie gilotynowe.
Ta gilotyna polega z jednej strony na
wepchnięciu do szufladki z JKM, a z drugiej wepchnięciu w koleiny
archaicznego dyskursu. Czy TR jest lewicowy czy prawicowy? Czy jest
neoliberalny a może socjalistyczny? Takie pytania zadają z zatroskanymi
minami różne Panie Paradowskie i Pochanke, będące na służbie u Sił
Stagnacji. One chcą tylko zarobić na swoją biżuterię i sukienki od
projektantów. Wy podobno chcecie zmieniać rzeczywistość -- zatem
nauczcie się wpierw z nimi dyskutować.
Żeby nie było za abstrakcyjnie, podam przykład.
Palikot mówi: nie mamy w Polsce na
tyle kapitału prywatnego żeby zbudować duży koncern, konkurencyjny wobec
przedsiębiorstw zagranicznych. Państwo powinno wspomagać takie
inicjatywy. Tak dzieje się w innych krajach.
Pani z TVN relacjonuje: Palikot
powiedział, że państwo powinno budować fabryki. Tak było za komuny. Za
komuny był socjalizm. Palikot jest więc socjalistą.
Palikot mówi: należy zracjonalizować prawo skarbowe i wzmocnić pozycję podatników wobec urzędów.
Pani z TVN relacjonuje: Palikot powiedział, że trzeba zlikwidować podatki. Palikot jest więc liberałem.
Przeciętny widz TVN odbiera to tak:
Palikot nie wie co mówi. Raz jest socjalistą a raz liberałem. Nie można
być jednocześnie socjalistą i liberałem. To zbiory rozłączne, a
przynajmniej tak mówiła Pani z TVN.
Ten przykład pokazuje anatomię
manipulacji dokonywanej przez pro-stagnacyjne media. Wypowiedzi
zniekształca się, a następnie zestawia się w pary wzajemnie sprzeczne,
doklejając do tego wykluczające się etykietyki (socjalisty, liberała,
itp.). W ten sposób udowadnia się, iż wypowiadający jest idiotą. To się
potem przenosi do dyskusji w różnych miejscach: w studiach, w gazetach,
na forach internetowych. Pełno tam wypowiedzi w rodzaju: nie głosuję na
Palikota bo to socjalista. A następny internauta pisze: nie głosuję na
Palikota bo to liberał. A trzeci pisze: nie głosuję, bo on sam nie wie
czy jest socjalistą czy liberałem.
Ta manipulacja jest celowa i
przemyślana. Wprowadzanie języka z minionej epoki do dyskusji
współczesnej ma na celu neutralizację tej dyskusji. Ten język jest
obecnie nieużyteczny, zatem nie może być użyty do propagowania idei
zmiany. Obecnego systemu nie da się zaszufladkować jako socjalizmu czy
liberalizmu, tak jak nie da się w ten sposób opisać zmian których on
wymaga.
Z drugiej strony gilotyny jest nawet łatwiej. Palikot sam się wkopuje, np. mówiąc publicznie że biskup X to pedofil.
Pani z TVN relacjonuje: Palikot obraził biskupa X.
Wkrótce potem reżyser programu z TVN
pokazuje JKM mówiącego że kobiety są głupsze od mężczyzn.Pani z TVN
relacjonuje: JKM obraził kobiety, zupełnie jak Palikot który obraził
biskupa.
Następnie pokazany jest premier Tusk mówiący z poważną miną, że on jest przeciwko obrażaniu kobiet i biskupów.
Czy to jest Monty Python? Nie, to polska rzeczywistość medialna. Tak by się mogło wydawać.
Naprawdę to jest Oktagon. Przeciwnik
naciska coraz mocniej. Z jednej strony zrobiono z Was radykalnych
oszołomów, a z drugiej ignorantów, którzy nawet nie wiedzą że liberał to
największy wróg socjalisty i basta!
Jak temu zaradzić? Po pierwsze
zrezygnować z radykalnego języka. Po drugie, nauczyć się wyjaśniać
społeczeństwu o co tak naprawdę Wam chodzi. Ludzie nie rozumieją Waszej
formuły ani Waszego celu. Czyli reformy systemu przez kontrolowane
stworzenie antytezy i kolejnej syntezy (przynajmniej na lokalnym polskim
podwórku, bo świata przecież nie zmienicie). Do świadomości przedostaje
się natomiast tyle: banda bezczelnych cwaniaków wykrzykujących
kontrowersyjne hasła aby dobrać się do kasy.
8. Konflikt na lewicy i brak zdolności koalicyjnej.
Choć pojęcie lewicy dzisiaj już nie ma
większego sensu, to właśnie partie określające się jako "lewicowe"
mogły być najbardziej naturalnym sojusznikiem TR. Mogły, bo przez durną
pyskówkę z Millerem o personalnym podłożu straciliście szansę na sojusz z
największą taką partią, czyli SLD. Po co ta awantura? A nie można było
"różnić się pięknie"?
Teraz mamy taką oto sytuację. Załóżmy,
że w jakichś przyszłych wyborach SLD dostaje 25% i TR też 25%. Razem
mogłyby rządzić. Ale nie będą, bo ich liderzy się nienawidzą. Zamiast
tego musi być jakaś koalicja z Tuskiem i nieodłącznym PSL'em. TR i SLD
przebierają nóżkami do takiej koalicji, umizgując się jak dwie stare
panny do jednego kawalera (albo odwrotnie), gotowe zrezygnować ze swoich
postulatów aby tylko wejść do rządu. Wygrywa SLD. Sensem TR jest jednak
przeprowadzenie zmian, a do tego PO dopuścić nie może (będąc główną
siłą stagnacji). SLD jest również skłonne do pewnych reform, ale umierać
(bądź rezygnować z władzy) dla nich nie będzie.
Tutaj widać taki dylemat potencjalnego
wyborcy: czy warto głosować na partię o zerowej zdolności koalicyjnej,
skonfliktowaną ze wszystkimi?
Przykład tworzenia rządu jest skrajny i
sztuczny. Dużo bardziej prawdopodobne są sytuacje wymagające doraźnych
sojuszy, dla załatwienia konkretnych spraw. Nie we wszystkim koalicja
rządząca jest jednomyślna. Nawet w PO istnieje bardziej postępowe
skrzydło. Teoretycznie taka doraźna koalicja SLD+TR+część PO mogłaby
pewne sprawy przegłosować. Teoretycznie, bo SLD zawsze zrobi na złość TR
i vice versa. Typowe polskie pieniactwo. Niestety to Wasz lider zaczął.
Wygląda że zakończyć ten spór może tylko odejście któregoś z liderów --
albo obydwu.
9. Jak wyjść z tej kupy?
Cholera, nie wiem. Tyle Wam
nawrzucałem, że czuję teraz moralny obowiązek coś doradzić. Problem w
tym że zaszliście w pewnych rzeczach za daleko. Każda zmiana retoryki
lub stanowiska będzie przedstawiona jako kolejna niekonsekwencja. To
jest właśnie główny problem z radykalizmami: strasznie ciężko się z nich
wycofać. Dlatego lepiej w nie w ogóle nie wchodzić. Jeśli teraz Palikot
powie, że ten krzyż w sejmie to w zasadzie może sobie wisieć, zostanie
wyśmiany. Jeśli znowu będzie się domagał jego usunięcia, też zostanie
wyśmiany. Tak źle i tak niedobrze. Może lepiej o tym krzyżu już nic nie
mówić.
Ale krzyż to pikuś. Gorzej z tą
eurointegracją. Polacy jej nie chcą. A Platforma z Tuskiem gwarantuje,
iż żadnej głębszej integracji nie będzie. Choćby za cenę przymusowej
integracji z Watykanem (na prawach podmiotu zależnego). Jest to jakiś
deal, coś za coś. Lepszy Watykan niż Unia. Sorry, taki mamy klimat
społeczny że tak powiem... I to wcale nie z powodu sympatii do
Watykanu...
Rozsądek nakazywałby przestać mówić o
radykalizmach a zacząć prezentować program. Który przecież nie postuluje
zdejmowania krzyży, tylko przestrzeganie Konstytucji. Przestańcie
miotać inwektywy pod adresem biskupów i przebierać się dla wygłupu w
sutanny. Zacznijcie dyskutować o sensie wydawania dziesiątek milionów na
Świątynię Opatrzności Bożej. Ludzi w tym kraju nie obchodzi pedofilia w
Kościele, bo Polaków obchodzi tylko KASA. Dlatego lepiej akcentować
kwestie ekonomiczne niż obyczajowe. Jak już będziemy żyć na poziomie
Niemców, to wtedy zaczniemy się zastanawiać nad losem biednych dzieci
molestowanych przez księży. To smutne, ale prawdziwe.
Wywalcie Ryfińskiego, eksponujcie Kotlińskiego bo to człek inteligentny.
Wywalcie Penkalskiego, ludzie nie
lubią cwaniaczków co to lubią pohasać z kijkiem do bejsbola i poszaleć
beemką po drodze. Za dużo takich mamy.
Musicie sobie też stworzyć
alternatywny kanał docierania do wyborców. Nie liczcie na TVN. Dlatego
tak ważny jest internet. Wspomniana Pani Nowacka jest informatyczką,
może zrobi Wam szkolenie z technologii? Ale to nie wystarczy. Nie
obejdzie się bez zatrudnienia profesjonalnej firmy.
Musicie sobie wypracować jakiś język
przekazywania Waszych idei. Nie może być on hermetyczny (zapomnijcie o
Heglu) ani zbyt trywialny. Koniec z pedofilami w sutannach i innym
bluzganiem.
Sam język nie wystarczy. To co mówicie
musi mieć sens i być Wasze. Nie zadziała ani kopiowanie pomysłow
konkurencji (bo co to za antyteza) ani naiwna negacja (to pachnie
fałszem i radykalizmem).
Nigdy przenigdy nie głoście też
poglądów sugerujących wpływy lobbystyczne. OZE, OFE ... to ryzykowne
tematy. Społeczeństwo samo nie wie co ma o tym myśleć. A rację tak
naprawdę ma... rząd Tuska (co za niespodzianka!). Czy opłaca się
powiedzieć prawdę narażając się lobbystom? Chyba jednak tak, lepiej
stawiać na wyborców umiejących dotrzeć do prawdy niż na ofiary
propagandy (patrz punkt 1). Innymi słowy, rozumni ludzie wiedzą że tzw.
"zielona energia" jest nieopłacalna, a prowizje OFE to haracz wypłacany
prywatnym instytucjom finansowymza nic (kupić rządowe obligacje to i
małpa potrafi). W tych sprawach należy poprzeć Tuska. W sprawie "67" już
nie. Dokładnie odwrotnie niż zrobiliście.
Najtrudniej jednak będzie się wyzbyć
odium partii nieskutecznej. Masowa produkcja projektów ustaw
trafiających do sejmowego kosza zaraz po wydrukowaniu nie znajdzie
uznania. Tutaj niestety zawaliliście sprawę zdolności koalicyjnej.
Przeprowadzenie rewolucji (lub rewolucyjki) bez użycia tony saletry i
transportera SKOT wydaje się jednak wymagać zawiązania jakichś sojuszy z
inną siłą polityczną. W tej kadencji to już raczej przewalone.
Jedyne co może Was uratować, to
genialny program, perfekcyjna jego prezentacja i konsekwentne
utrzymywanie tego stanu przez kilka kadencji. Skoro taki JKM zdołał się
wybić po tylu latach (z niezbyt wyrafinowanym programem i prezentacją),
to i może Wy za 10 lat dostaniecie te 50%. Wtedy SLD do koalicji nie
będzie już potrzebne.
Pomarzyć zawsze można. Ciekawe czy ta
partia przetrwa w jakiejkolwiek formie następne 10 lat. Dobrze by było.
Jednak jakaś antyteza jest potrzebna. Jeśli rozsądni reformatorzy nie
dojdą do głosu, będzie to skrajna prawica.
Tyle dobrych rad na dziś. Proszę sobie
to przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Ja osobiście gotów jestem pójść
jeszcze na kilka następnych wyborów i zagłosować na rozsądną alternatywę
-- jeśli taka oferta będzie dostępna (niezależnie od nazwy).
Perspektywa wcinania szczawiu i mirabelek pod czwartą kadencją Tuska
jakoś mi nie leży. A w UK pogoda kiepska, wieje strasznie.
Serdecznie pozdrawiam,
Anonimowy Obywatel
Żródło: tokfm.pl/blogi
PS.
Zadbajmy wreszcie o interesy Polski!
https://www.youtube.com/watch?v=lHyht448020
Żródło: tokfm.pl/blogi
PS.
Zadbajmy wreszcie o interesy Polski!
https://www.youtube.com/watch?v=lHyht448020
poniedziałek, 2 czerwca 2014
"Czego się nauczysz to ci się w życiu przyda"
Tak mawiał mój świętej pamięci dziadziuś. A czy zastanawialiście się do czego może wam się przydać znajomość Biblii? Nie mówię o znajomości zmian, które na przestrzeni wieków zaszły w biblijnych tekstach (ba, w Dekalogu także), bo taka wiedza mogła by jedynie przyspieszyć dokonanie aktu apostazji. Muszę przyznać, że nie zastanawiałem się nigdy nad praktycznym aspektem "bibliologii". Na szczęście uczeni w piśmie panowie z Kurii pomyśleli i... sami zobaczcie:
Subskrybuj:
Posty (Atom)