sobota, 3 września 2016

Słowo na niedzielę: Ale za to niedziela...

"...Niedziela będzie dla nas"! Tak właśnie brzmią słowa znanej piosenki, którą podśpiewują sobie zarówno związkowcy z "Solidarności", którzy złożyli w Sejmie projekt ustawy zakazującej handlu w niedzielę, jak i katoliccy duchowni, którzy pod płaszczykiem troski o dobro rodziny chcą ograniczyć jej swobody obywatelskie tylko po to, by skierować tłumy trwoniące majątek w galeriach handlowych na właściwą ich zdaniem, drogę - do ław kościelnych a ich niedzielny budżet - do koszyczków krążących między kościelnymi ławkami. Nikt bowiem nie próbuje zaprzeczać, ze jednymi z najpopularniejszych niedzielnych rozrywek Polaków są weekendowe zakupy właśnie. Zresztą, liczby mówią same za siebie. Jedna piąta tygodniowych dochodów super- i hipermarketów generowana jest tylko w niedzielę. Czy zatem ktokolwiek kogoś zmusza do pracy w tym dniu? Nie sądzę. We wszystkich ogłoszeniach o pracę wyraźnie wskazane są proponowane warunki pracy. System zmianowy, czterobrygadowy, normowany lub nie normowany czas pracy, etat lub część etatu - do wyboru, do koloru. Każdy człowiek przyjmując warunki pracy i płacy zaproponowane przez pracodawcę godzi się na nie. Całkowicie dobrowolnie! Co prawda trudno nie zgodzić z argumentem związkowców, że praca w niedzielę, zamiast np. wypasionego obiadu u teściów, zakrapianego grilla u znajomych czy chociażby przysłowiowego "leżenia bykiem" przed telewizorem jest dla człowieka jakąś uciążliwością. Jednak powtórzę raz jeszcze: Każda z osób pracujących w niedzielę i święta godzi się na to dobrowolnie. A weekendowe hobby Polaków, którzy pomiędzy zakupami odwiedzają pasaże handlowe, punkty usługowe, przysklepowe kina, sale fitness, restauracje, kręgielnie itp. Czy ktokolwiek uważa, że pozostawienie czynnych usług i rozrywek w pasażach przy zamkniętych hipermarketach nie spowoduje spadku zainteresowania nimi? Komu będzie się chciało jechać na obrzeża miasta tylko po to, żeby coś zjeść, odwiedzić salon fryzjerski czy kantor wymiany walut, jeśli podobne punkty istnieją w pobliżu, bez konieczności dojeżdżania do wszelakich "galerii". Likwidacja niedzielnego handlu w hipermarketach w praktyce zlikwiduje większość usług i rozrywek dostępnych dla robiących niedzielne zakupy w tzw. galeriach handlowych. I rzecz najważniejsza: Myślenie, że zamknięcie super- i hipermarketów w niedzielę spowoduje, że tłumy polskich rodzin nagle skierują swe kroki do kościołów jest naiwnością. Ci bowiem, którzy w ciągu całej niedzieli nie znajdowali czasu by poświęcić godzinę na odwiedzenie świątyni nadal będą mieć do niej "pod górkę". Niestety wiele polskich rodzin zamiast niedzielnych zakupów w jakimś "Carrefourze" czy "Auchanie" itp. będzie zmuszona korzystać z "Żabki" itp. To właśnie właściciele małych, osiedlowych sklepików mogą radośnie zaśpiewać "Niedziela będzie dla nas!". Tylko czy o to właśnie chodziło szanownym wnioskodawcom?

niedziela, 28 sierpnia 2016

Słowo na niedzielę: Co pozostało po ŚDM 2016?

Mija miesiąc od zakończenia Światowych Dni Młodzieży 2016 w Krakowie, przygotowanych z rozmachem i bez oglądania się na koszty. Kilkudniowa katolicka impreza pochłonęła bowiem majątek polskiego podatnika (nie tylko katolickiego). I to dosłownie!
Tymczasem sztucznie nakręcana euforia w polskich mediach ucichła całkowicie, ostatni pielgrzymi już dawno opuścili krakowskie Brzegi, pozostawiając po sobie nie tylko wspomnienia ale i sterty rozrzuconych śmieci oraz rachunki do zapłacenia za meliorację gruntów bezpłatnie użyczonych przez okolicznych rolników na potrzeby organizacji spędu młodych katolików w podkrakowskich Brzegach. 
Co jednak pozostało w świadomości polskiego społeczeństwa? Przecież lwia część pielgrzymów oraz wolontariuszy Światowych Dni Młodzieży 2016 to byli właśnie Polacy...
Z pewnością zauważalnym efektem ŚDM 2016 jest wzrost frekwencji młodzieży na sierpniowej pielgrzymce pieszej na Jasną Górę. Dotychczas pielgrzymowały bowiem głównie osoby starsze, młodzież była w wyraźnej mniejszości wśród jasnogórskich pątników. Tymczasem będąc świadkiem wymarszu pielgrzymów z Oświęcimia nie sposób było nie zauważyć, że polska młodzież ze "Światowych Dni" zrobiła sobie swoiste "poprawiny", pielgrzymując przed oblicze Czarnej Madonny. A co z pozostałą częścią polskiego społeczeństwa? Czy tłumaczone na ojczysty język Polaków słowa Papieża Franciszka trafiły do świadomości mas? Trzeba przyznać, że obecny papież nie robił nadmiernego teatrzyku tak jak jego poprzednicy, lecz czynił to, co należało do obowiązków kapłana - ewangelizował, nauczał, tłumaczył... Było o miłosierdziu, o tolerancji, o konieczności niesienia pomocy potrzebującym (także uchodźcom), o niezgodności materializmu polskiego kleru z nauką Kościoła itp. Można by dyskutować, czy głoszenie takich oczywistości warte było setek milionów złotych, wydanych na kilkudniową, katolicką imprezę. Można, gdyby tylko cokolwiek ze słów Ojca Świętego trafiło do tęgich głów hierarchów polskiego Kościoła oraz do Polaków, z których zdecydowana większość deklaruje się jako katolicy...
Póki co w naszym kraju krytykowany przez Papieża cennik usług kościelnych nadal funkcjonuje, zaś zakłamanie, dwulicowość i materializm polskich kapłanów są jeszcze bardziej widoczne, chociażby na tle papieskiego Volkswagena Golfa...
A uchodźcy? Nikt z dumnych Polaków nie przyzna przecież otwarcie, że nasz polski raj, do cna przesiąknięty narodowo - katolicką tradycją, wzbogaconą o "pińcet plus" zachęcić może uchodźców co najwyżej do krótkiego postoju (przesiadki) w drodze do wolnego, normalnego i nowoczesnego kraju. My, Polacy nie chcemy "ciapatych", "brudasów" na naszej polskiej ziemi ani nawet ich kobiet, kąpiących się w Bałtyku w szczelnie zabudowanych uniformach. Nie i już! Dla większości zadeklarowanych katolików wszelkich "ciapków" nie powinno być w Polsce więcej niż... budek z kebabami. Szczególnie tutaj nawoływanie papieża Franciszka okazało się być głosem wołającego na pustyni. A powszechny antysemityzm Polaków? Po ŚDM 2016 ma się on równie dobrze jak przed. Co prawda Ojciec Święty Franciszek nieustannie mówi o miłosierdziu, równości, tolerancji, otwartości...Wystarczy jednak poczytać komentarze np. pod publicystyką prof. Hartmana, gdzie roi się od inwektyw ad personam czy dowolne forum na którym wypowiadają się polscy katolicy. Dla bardzo wielu Polaków słowo "Żyd" jest wciąż zamiennikiem słów powszechnie używanych jako obraźliwe. Tkwi to tak głęboko w świadomości tzw. prawdziwych Polaków - katolików, że każda próba zwrócenia im uwagi, że nie można zamiennie używać określenia narodowości lub wyznania zamiast inwektyw wywołuje jedynie zdziwienie moich rozmówców oraz oburzenie, że próbuje zubożyć paletę stosowanych przez nich słów. Nie rozumieją oni nielogiczności zamiennego stosowania słów "Żyd" - "zdrajca", "Żyd" - "ch.." itp., jednak próba uświadomienia im absurdalności stosowania takich "synonimów" na przykładzie "Polak" - "zdrajca", "katolik" - "głupiec" wywołuje ogromne oburzenie i z reguły kończy rozmowę na ten temat. Bez zrozumienia, niestety. O wzroście wzajemnego miłosierdzia  wśród Polaków po ŚDM 206 nie będę się rozpisywał, gdyż go nie zauważyłem, po prostu. Zauważyć można natomiast sterty śmieci fruwające po podkrakowskich Brzegach oraz styropianowe litery z napisu "ŚWIATOWE DNI MŁODZIEŻY 2016 KRAKÓW", ufundowanego przez miasto Kraków za 25 tys. złotych, z którego krakowianie robią sobie scrabble, jak na załączonym zdjęciu. To zdjęcie, moim zdaniem, najlepiej obrazuje to, co pozostało po ŚDM 2016 w Krakowie...