sobota, 7 lutego 2015

Oświęcim: Plac katechety - tego jeszcze nie było!

Nasi drodzy oświęcimscy radni (mniejsza o to którzy, gdyż pod względem uległości wobec kleru Platforma i PiS nie różnią się wcale) wymyślili, że oprócz uchwalania świętych patronów ulicom, szkołom czy szpitalowi należałoby wreszcie uhonorować kogoś świeckiego. Najlepiej postać mocno historyczną, by trudniej było prześwietlić życiorys nominata. Kogo by tu jednak wziąć "na tapetę"? Większość królów i książąt będących w Oświęcimiu chociażby przejazdem miała swoje za uszami. To może jakiś oświęcimski męczennik? Odpada. Święty Maksymilian Kolbe był co prawda antysemitą a ksiądz profesor Oko wciąż męczy się na polu walki z tym Dżęderem ale żaden z nich nie jest osobą świecką. Poza tym święty Maksymilan patronuje już jednej z powiatowych instytucji. Więc kto mógłby zostać partonem jednego z jeszcze wolnych oświęcimskich placów na Starym Mieście w Oświęcimiu? Katechetka? Bingo! Najlepiej pierwsza świecka katechetka, Antonina Małysiak. Jako pionierka w swoim ciężkim fachu miała z pewnością pod górkę (Księża nie lubią konkurencji, choć na szczęście jeden z jej kuzynów był biskupem, więc "z bożą pomocą" potrafiła w trzy miesiące opanować teologię i zdać niezbędne egzaminy), Choć dziś trudno to sobie wyobrazić, pod koniec lat pięćdziesiątych oświęcimscy Salezjanie dostali zakaz nauczania religii w szkole. Religii mogli nauczać jedynie księża w swoich parafiach lub osoby świeckie. Mimo rozwiniętej struktury nauczania religii (za tzw. głębokiej komuny) nagle zaczęło brakować (sic!) katechetów, rynek pracy stanął więc szerokim otworem przed świeckimi zakonnicami i tym podobnymi "zawsze dziewicami" z moherowym beretem na głowie i nieodłącznym różańcem w dłoni. Drodzy radni! A może by tak przestać udawać, że chcemy uczcić osobę świecką? Skoro jesteśmy w tematyce biznesu edukacji sakralnej muszę przyznać, że mamy w naszym mieście osobę, która choć jest współcześnie żyjącym katechetą, może podobać się wszystkim. Mam na myśli księdza Andrzeja Woźniaka z parafii p.w. świętego Maksymiliana Męczennika w Oświęcimiu. Zamiast jakiejś świeckiej (tfu!) katechetki proponuję uhonorowanie żyjącego księdza katechety w jednym z oświęcimskich gimnazjów. Ksiądz Andrzej, oprócz tego że jest księdzem jest także ucieleśnieniem kompromisu. Będąc katechetą z dwoma godzinami religii tygodniowo aktywnie wykorzystuje tylko połowę dostępnego czasu pracy, drugą zaś chętnie oddaje tym uczniom, którzy bardziej cenią zajęcia świetlicowe niż katechezę. Może więc podobać się zarówno tym, którym podoba się katolicka dyscyplina (trzyletnie przygotowania do bierzmowania z indeksikiem do zbierania podpisów za udział m. in. w mszy św.) jak i tym, którym rodzice nie pozwalają na nie chodzenie na religię (na połowie lekcji religii ksiądz jest nieobecny) i którzy wolą zajęcia w świetlicy szkolnej od religijnego prania mózgów. Poza tym ksiądz Andrzej jest osobą bliską ludziom uzależnionym od alkoholu. Zna w praktyce problemy z którymi zmagają się alkoholicy. Na placu księdza Andrzeja mogliby się więc spotkać wszyscy. I ci, którym udało się wyjść z nałogu i ci, którzy chcieliby wznieść toast za zdrowie kolegi. I pisowscy czy platformiani działacze, chcący uhonorować Jego Eminencję za "nieoceniony wkład w rozwój wiary i katolickiej tradycji oświęcimskiej młodzieży" (brzmi ślicznie, prawda?) jak również palikociarze itp., doceniający niemałe zasługi oświęcimskiego kleru w zohydzaniu dzieciom religii i w zachęcaniu do poszukiwania alternatywnego, świeckiego światopoglądu. Plac księdza Andrzeja mógłby więc stać się miejscem spotkań wszystkich mieszkańców Oświęcimia. Byłby przy tym dużo tańszy niż planowana Oświęcimska Przestrzeń Spotkań w formie dziwacznego mostu duchów za sto baniek. I znacznie praktyczniejszy niż OPS czy martwy plac martwej - choć jeszcze świeckiej - katechetki.

piątek, 6 lutego 2015

Po cholerę mi ten blog?

Po co ci ten blog? Musisz tak marnować czas? Jak zwykle, blog jest najważniejszy! Masz coś z tego? Czy ktoś to w ogóle czyta? Oprócz braku sił i weny twórczej czy deficytu ciekawych tematów codziennie spotykam się z takimi jak te, pytaniami. Gdy piszę coś od serca odpowiadam, że czasami człowiek musi, inaczej się udusi. Gdy sprawa dotyczy polityki mówię, że przecież każdy szanujący się polityk oprócz swojej partii, spotkań, wywiadów prowadzi też swojego bloga. Faktem jest, że najczęściej tę publicystyczną robotę "odwala" za polityka jakiś asystent ale mój blog dzięki temu że piszę go sam jest autentyczny jak żaden inny. I tak codziennie, grochem o ścianę... A zaczęło się tak niewinnie. Tak, samo się zaczęło. Wcześniej byłem aktywnym komentatorem lokalnych i ogólnopolskich portali informacyjnych, wywołując poruszenie, kontrowersje i czasami dyskusję w komentarzach. Od czasu do czasu wrzuciłem tu i ówdzie jakiś wierszyk... Wszystko to spowodowało, że zostałem obdarzony silnymi uczuciami wielu czytelników, choć nie zawsze były to uczucia pozytywne. Poza tym jeden z byłych już redaktorów lokalnego portalu informacyjnego "ochrzcił" mnie "gwiazdorem internetowych komentarzy" o co wcale nie zabiegałem. Nie o sławę mi bowiem chodzi ale o to by podzielić się z innymi moim punktem widzenia. Myślę, że całkiem nieźle opanowałem sztukę przekonywania za pomocą merytorycznych argumentów, co nie zawsze znajduje uznanie, szczególnie wśród tych, którym argumentów brakuje. Największy problem mam z przekonaniem do tego bloga współwłaścicielki laptopa, z jednoczesnym udowodnieniem jej, że blogger to też człowiek, który kocha, szanuje i próbuje się dostosować do naprawdę trudnych warunków do pisania. Ale o tym za chwilę. Tego bloga założył mi Kuba, przekonując mnie bym pisał nie tylko o polityce ale też o sobie, o swoim życiu, o radościach, troskach, sukcesach i porażkach. Opowieści dziwnej treści, komentarze bez cenzury, wierszyki, cytaty, opinie, zdjęcia... Byłoby świetnie gdyby ktoś to zechciał czytać a z tym bywało różnie. Mój dobry znajomy założył bloga i pisał na nim mądre rzeczy, zwracając się w swych tekstach do swojego psa, Lakiego. Niestety, jego Laki zwraca uwagę na człowieka tylko wtedy, gdy ma szansę dostać coś do jedzenia a poza nim i mną nie było zbyt wielu czytelników. Na szczęście pan Józef pisze felietony na oswiecimonline.pl, więc na szczęście można jeszcze cieszyć się lekkością pióra i ciężarem faktów przytaczanych przez niego. A wiedzę ma facet, że ho ho! Dzięki niemu polubiłem historię i zapragnąłem zgłębiać historię Oświęcimia. Nie uwierzycie jaka jest ciekawa! Kilkanaście lat temu przyjechałem do tego miasta i wciąż się go uczę. Ciągle poznaję nowych ludzi, nowe fakty, odkrywam nowe, ciekawe miejsca i jestem świadkiem wielu wydarzeń. Byłoby szkoda zachować wszystko to tylko dla siebie. Tym bardziej, że publikuję jedynie na moim blogu. A więc piszę, zmagając się z najróżniejszymi trudnościami. Robię to dla garstki stałych czytelników, którym chce się jeszcze czytać moje wypociny, czasami cytując je tu i ówdzie. Staram się organizować czas by nie zaniedbywać rodziny ani obowiązków. Dlatego piszę albo wtedy gdy już wszyscy śpią albo wtedy gdy śpią jeszcze. Doceń to, proszę i wyślij choć jednego esemesa. Rekordzista wysłał aż trzy (Bóg zapłać Wiesiu). Tylko tak pomożesz mi dowieść, że czytanie tego bloga sprawia komukolwiek przyjemność a to moje pisanie ma jakikolwiek sens...





czwartek, 5 lutego 2015

ABC czytelnika czyli każdy na coś czeka...

Aktywnego prezydenta oczekują Polacy.

Bardzo pracowity Janusz Palikot czeka aż zauważycie jak zasuwa i to jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem kampanii. Za jego pracowitość i za sam zamiar wypowiedzenia Konkordatu warto oddać na niego głos. A to nie jedyne jego zalety!

Cała załoga Kompanii Węglowej czeka by wreszcie poznać (i pokochać) nowych wiceprezesów (Oni tak szybko odchodzą...) i na treść nowych umów w tzw. Nowej Kompanii Węglowej z nadzieją, że nie będą to tzw. umowy śmieciowe.

Dość mocno poirytowani pracownicy Jastrzębskiej Spółki Węglowej czekają na odwołanie prezesa Zagórowskiego. Są skłonni zgodzić się na plan oszczędnościowy pod warunkiem, że gwarantem porozumienia nie będzie człowiek, który nie dotrzymuje słowa.

Ekstra ferii zimowych oczekują małopolskie dzieciaki. Ja też, choć oprócz tego czekam na sms od Ciebie o treści C11457 pod nr 7122 po 1,23zł za sztukę (Sorry, taki mamy regulamin konkursu na bloga roku 2014).

Fajnie będzie jeśli zauważysz jak wiele od Ciebie zależy. Głosuj 10 maja na Prezydenta RP. Poćwicz, proszę jeszcze dziś za pomocą sms ;-)

wtorek, 3 lutego 2015

Zmieńmy definicję autostrady!

Już od 1 marca przejazd wiecznie remontowaną dwupasmówką, dowcipnie zwaną autostradą A4 ma kosztować dwie dychy w jedną stronę! Niestety, treść umowy ze Stalexportem jest ściśle tajna i nie może być zmieniona więc wiadomo jedynie, że to wcale nie musi być ostatnia podwyżka opłat... Tymczasem kierowcy od lat bezskutecznie domagają się budowy trzeciego pasa, który usprawniłby ruch na trasie Kraków - Katowice - Wrocław. Nie przeszkadza to zarządcy "autostrady" regularnie podnosić opłaty za przejazd tym... czymś. Bo jak nazwać drogę z dwujezdniową, na której wiecznie prowadzone są jakieś prace remontowe, wyłączające jeden z dwóch pasów ruchu? A może by tak zdefiniować autostradę jako drogę z co najmniej trzema pasami w jednym kierunku? Do czasu doprowadzenia dróg do nowej definicji autostrady byłyby one traktowane jak zwykłe drogi ekspresowe, bez możliwości poboru opłat za przejazd (np. drogą ekspresową A4). Płacimy więc wymagajmy! 

Co wy na to, kierowcy?