sobota, 12 marca 2016

Słowo na niedzielę: "Bolek", "Lolek" i Tajni Watykańczycy

Pamiętacie bajkę "Bolek i Lolek"? Już sam tytuł wskazuje, że główny bohater nie był jedyny. W rzeczywistości było podobnie. Prezydent Lech Wałęsa, bez względu na to czy był tajnym współpracownikiem o pseudonimie "Bolek" czy też nie, z całą pewnością nie działał sam. Ktoś go internował, ktoś przesłuchiwał, podsłuchiwał, spowiadał... Wałęsa był niezwykle nieufny wobec służby bezpieczeństwa. Jako przywódca strajku miał się czego bać. W okresie gdy był internowany, Wałęsa rozmawiał otwarcie tylko i wyłącznie z kilkoma najbardziej zaufanymi osobami ze swego otoczenia. Nawet swoich spowiedników ograniczył do dwóch: księdza Henryka Jankowskiego - późniejszego prałata i księdza Alojzego Orszulika - późniejszego biskupa diecezji łowickiej. Żadnego innego spowiednika nie akceptował bojąc się, że bezpieka podstawi mu agenta w koloratce. Nie przewidział jednak, że spowiada się (conajmniej) jednemu z agentów, którego traktował jak swojego przyjaciela i powiernika. Biskup - senior Alojzy Orszulik, ps. Pireus, gdy jeszcze był "zwykłym" księdzem pracował w sekretariacie Episkopatu. Kierował m. in. biurem prasowym, działał w Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Świętej pamięci gen. Kiszczak wspomniał w marcu 1999 roku, że Orszulik "miał stały, nieskrępowany dostęp do gabinetów i telefonów ścisłego kierownictwa rządu i partii". Spotykał się także z bezpieką. W jednym z wywiadów przyznał otwarcie, że ostateczna wersja dekretu Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego była współredagowana przez emisariuszy Episkopatu. "Nanieśliśmy poprawki, czyli wykreśliliśmy z projektu niektóre przepisy restrykcyjne wobec Kościoła. Był z nami prof. Andrzej Stelmachowski, prawnik (późniejszy minister edukacji narodowej) i on wskazywał, co może okazać się niebezpieczne. Mówili, że można je nanosić, bo się jeszcze nie ukazał Dziennik Ustaw" - przyznał Orszulik vel "Pireus". Te konsultacje spowodowały, że tekst dokumentu został opublikowany w Dzienniku Ustaw dopiero 17 grudnia 1981 roku. To właśnie opóźnienie Instytut Pamięci Narodowej wykorzystywał do późniejszych oskarżeń o nielegalne internowania. Generał Kiszczak twierdził ponadto, że za pośrednictwem ks. Orszulika przekazał Episkopatowi niektóre stenogramy z podsłuchu rozmów internowanego Lecha Wałęsy. Ksiądz Orszulik nagrywał bowiem rozmowy telefoniczne z Kiszczakiem i jego najbliższymi współpracownikami. Taśmy z nagraniami tych rozmów do dziś zalegają w archiwum Episkopatu... 18 października 2006 roku Konferencja Episkopatu Polski powołała Kościelną Komisję Historyczną, która powstała, by przetrząsnąć archiwum IPN w celu sprawdzenia dokumentów dotyczących "inwigilacji i represjonowania" duchowieństwa. Przy tej okazji doszło do głośniej rezygnacji z funkcji metropolity warszawskiego abp. Stanisława Wielgusa, który jak się okazało także był tajnym współpracownikiem (ps. Grey). Przykościelna komisja historyczna zakończyła swoje prace (porządkowe) 20 czerwca 2007 roku. W ostatecznym, oficjalnym komunikacie podano tylko tyle, że "spośród 130 żyjących księży biskupów kilkunastu (!) zostało zarejestrowanych przez organa bezpieczeństwa PRL jako tajni współpracownicy, kontakty operacyjne lub kontakty informacyjne". Szczegółowe sprawozdanie trafiło do Episkopatu oraz Nuncjatury Apostolskiej w Warszawie i wciąż pozostaje tajne, pomimo, że niewątpliwie jest to dokument o dużym znaczeniu dla "prawdy historycznej", której z takim zapałem poszukuje IPN. Jedno jest pewne: Na podstawie oficjalnie opublikowanych informacji można wnioskować, że co dziesiąty polski biskup był przysłowiowym "Bolkiem"! Ilu tajnych współpracowników SB było zwykłymi etatowymi księżmi, spowiednikami, katechetami, prawnikami czy szeroko rozumianymi "ludźmi Kościoła" prawdopodobnie nie dowiemy się nigdy...
 TW "Pireus" (bp Alojzy Orszulik, spowiednik Lecha Wałęsy)
 TW "Grey" (abp. Stanisław Wielgus, metropolita warszawski)

TW "Lucjan" (bp Alojzy Mering - przyjaciel braci Kaczyńskich)
 TW "Lamos" (abp Janusz Bolonek - nuncjusz apostolski 
w Wybrzeżu Kości Słoniowej, Rumunii, Urugwaju, Bułgarii i Macedonii)

W tekście wykorzystano fragmenty artykułu "Tajne przez wielebne", opublikowanego w "Fakty i Mity" nr 10 (836).

niedziela, 6 marca 2016

KOD im zastąpił PO?

Od jakiegoś czasu aktywnie funkcjonuje Komitet Obrony Demokracji - wielki ogólnopolski ruch społeczny, który niedawno przekształcił się w stowarzyszenie. Wbrew rozpowszechnianym pogłoskom (głównie w państwowych i prawicowych mediach) KOD nie tylko wciąż istnieje i nie zaprzestaje swojej działalności ale nieustannie rośnie w siłę i formalizuje swoje struktury, by skoordynować działania poszczególnych oddziałów oraz zapewnić bezpieczeństwo swoim działaczom. Wraz z KOD-em, niczym huba na drzewie, wyrósł równie wielki propagandowy przemysł pogardy dla wszelkiej aktywności KOD-u, czyli państwowe i prorządowe media. Czegóż tam nie można usłyszeć ani zobaczyć! Z pewnością samych manifestacji KOD, jakkolwiek liczne by one nie były. Słychać za to - nawet w głównym wydaniu "Wiadomości" TVP, że np. "jest to pierwsza sobota bez manifestacji KOD-u" (czytaj: KOD się kończy a na pewno słabnie), że działacze KOD-u mają coś przeciwko pamięci o generale Andersie, podczas gdy KOD jedynie sprzeciwia się nachalnej propagandzie PiS, uparcie lansującej amerykańską córkę generała (z nieprawego łoża zresztą) jako jedyną prawdziwie polską kandydatkę do Senatu RP z Białegostoku. Manipulacja mediów pełną gębą! A to jeszcze nie koniec... Przedwczoraj w prezydenckiej limuzynie wystrzeliła opona. Zdarza się, choć rzadko. Jeszcze rzadziej, gdy opona zostaje rozerwana bez nagłego wjechania czy najechania na przeszkodę - ot tak, sama z siebie. Przyczyny mogą być dwie: Niedostosowanie prędkości jazdy do tzw. indeksu prędkości opony (na większości "zimówek" można bezpiecznie jechać z prędkością 190 lub 210 km/h. Prezydencka limuzyna bez trudu mogła jechać o wiele szybciej po autostradzie... Drugą przyczyną mogło być zastosowanie standardowych opon zimowych do opancerzonego auta, które waży około trzech ton (zamiast niespełna dwóch w przypadku seryjnego pojazdu bez opancerzenia). Nośność standardowej opony zimowej, dedykowanej do BMW serii 7 jest zwyczajnie zbyt niska do tego samego auta z pełnym opancerzeniem. Mam nadzieję, że wiedzą o tym osoby ogłaszające przetarg na "zimówki" dla BOR-u... Tak czy owak dochodzenie w tej sprawie trwa, choć sam wypadek wyglądał groźnie i wzbudził niemałą sensację. Na tyle dużą, by po po raz kolejny telewizja publiczna wykorzystała to do... ataku na KOD! Członkowie i członkinie KOD-u mieli rzekomo ubolewać, że nie było brzozy, że nikt (czytaj: prezydent) nie zginął itp. Zupełnie pominięto fakt, że wiele z lokalnych facebookowych grup KOD-u to zwyczajne fałszywki, mające na celu zdyskredytowanie osób zaangażowanych w działania Komitetu Obrony Demokracji. Wszystko to odbywa się w myśl starej pisowskiej zasady: "Cokolwiek w Polsce złego to z pewnością jest to wina Platformy i Donalda Tuska". Czyżby więc PiS-owcom Platformę zastąpił na stałe KOD a "tego złego" Tuska - "ten niedobry" Kijowski?

To jest miara prawdziwej wielkości KOD-u!