sobota, 15 sierpnia 2015

Słowo na niedzielę: Prezes Pindel

Ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej dokonał wrogiego przejęcia świeckiej organizacji. Chapnął majątek o wartości ponad 6 mln zł...

Stowarzyszenie „Dziedzictwo św. Jana Sarkandra” jest organizacją pożytku publicznego. Szczyci się ponad 140-letnią tradycją. We wczesnym PRL-u zostało rozwiązane, zaś majątek przekazano diecezji katowickiej. Reaktywowano je w listopadzie 1993 roku, dzięki staraniom księdza Henryka Satławy (60 l.), ówczesnego wikariusza parafii św. Marii Magdaleny w Cieszynie. Przy aprobacie biskupa Tadeusza Rakoczego objął on funkcję prezesa organizacji.

Dwa lata później ks. Satława awansował na proboszcza i doprowadził do powstania Zespołu Katolickich Placówek Oświatowych (ZKPO). Dzisiaj składają się nań przedszkole, szkoła podstawowa, gimnazjum i liceum w Cieszynie oraz przedszkole i gimnazjum w Czechowicach-Dziedzicach. Ich organem założycielskim i prowadzącym jest Stowarzyszenie, którego majątek – według stanu na koniec roku 2014 – wynosił prawie 6,3 mln zł (około 5 mln zł w nieruchomościach). Połakomił się na te dobra nowy biskup Roman Pindel.

Satława cieszył się na Śląsku Cieszyńskim niekwestionowanym autorytetem, i to nie tylko w swojej korporacji, która uhonorowała go tytułem prałata. Organizując szkoły i rozmaite akcje społeczne, miał silne oparcie w kurii. Po odejściu Rakoczego na emeryturę papież Franciszek wyznaczył na jego miejsce człowieka ze „stajni” kardynała Stanisława Dziwisza. Pindel był dotychczas rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej. W styczniu 2014 roku otrzymał z rąk mistrza sakrę biskupią (uroczystość na zdjęciu) i objął we władanie diecezję bielsko-żywiecką.

Po kilku miesiącach aklimatyzacji postanowił „skoczyć” na kasę Stowarzyszenia. Najpierw zmusił prałata do rezygnacji z probostwa. Nie wiemy, jakich użył argumentów, ale Satława przystał na natychmiastowe odejście.

– Po 20 latach pracy nagle zniknął bez pożegnania z wiernymi. Spakował się i wyjechał pod osłoną nocy. Nie wiadomo dokąd. Podobno dostał kategoryczny zakaz pokazywania się na terytorium parafii. Miasto huczało od koszmarnych pogłosek, że musiał popełnić jakąś ciężką zbrodnię. Mówiono nawet o pedofilii. Strasznie go tym skrzywdzono, a nikt z centrali diecezji nie pofatygował się, żeby oficjalnie wyjaśnić, o co chodzi – relacjonuje nauczycielka z ZKPO.

Prałat pojawił się dopiero 16 grudnia 2014 r. na nadzwyczajnym w alnym zgromadzeniu Stowarzyszenia. Dwa tygodnie wcześniej oficjalnie zrezygnował z prezesury. Jeszcze przed rozpoczęciem obrad powiedział w wąskim gronie: „Zrobię dzisiaj rzecz okropną. Nie wiem, czy ktoś z was poda mi później rękę. Ale pamiętajcie, że muszę być posłuszny biskupowi! Składałem przysięgę i nie mogę jej złamać”.
Zebranie zaszczycił swoją obecnością ordynariusz, któremu – w myśl statutu – przysługuje tytuł honorowego członka Stowarzyszenia. Przybył z kurialnym prawnikiem i dwoma duchownymi. Według naszej informatorki jednym z nich był ks. Mirosław Piesiur, niegdysiejszy ekonom Kurii Metropolitalnej w Katowicach słynny aferami Komisji Majątkowej.

Pindel zażądał wymiany zarządu organizacji. Grzmiał, że opór spowoduje odebranie szkołom „katolickości”. Czuł się też obrażony listem, w którym urzędująca wiceprezes Stowarzyszenia Marta Kawulok (w kadencji 2010–2014 wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej Cieszyna) delikatnie przypomniała mu, kto sprawuje władzę w placówkach ZKPO. To pismo było następstwem zakulisowych rozgrywek personalnych podejmowanych przez kurię na terenie szkół.

„Stary” zarząd oddał pole bez walki. Kilka chwil później wyszło na jaw, co ks. Henryk miał na myśli, zapowiadając, że z powodu przysięgi posłuszeństwa musi stracić twarz. Złożył mianowicie formalny wniosek, żeby walne zgromadzenie powierzyło funkcję prezesa... biskupowi. Ten łaskawie zgodził się kandydować. Członkowie Stowarzyszenia byli kompletnie zdezorientowani, więc wybrano go zdecydowaną większością głosów. W nowym zarządzie znalazły się też trzy dyrektorki: Bożena Knobloch (szkoła podstawowa w Cieszynie), Anna Tomanek-Puda (gimnazjum w Czechowicach-Dziedzicach), Małgorzata Kornacka (gimnazjum i liceum w Cieszynie). Dwie pierwsze zgłosił Satława, nazwisko trzeciej padło z sali.

Ostatnim punktem walnego zgromadzenia, wcześniej niezapowiedzianym, były fundamentalne zmiany w statucie. Dopisano do niego artykuły, oddające w łapę biskupa pełną kontrolę nad Stowarzyszeniem i jego majątkiem. W tym m.in. prawo zgłaszania kandydatur do zarządu, komisji rewizyjnej i sądu polubownego oraz wnioskowania o odwołanie członków tych organów. Wprowadzono instytucję stałego nadzorcy – „asystenta kościelnego”, czego poprzedni statut nie przewidywał.

Pojawił się też zakaz zbywania lub obciążania nieruchomości Stowarzyszenia bez pisemnej zgody ordynariusza diecezji bielsko-żywieckiej. Dotyczy to również zaciągania kredytów oraz ustanowienia hipoteki. Pisemna zgoda wymagana jest ponadto w przypadku rzeczy o wartości powyżej 10 tys. zł. Innymi słowy: żeby dokonać jakiejkolwiek poważniejszej operacji finansowej, prezes Pindel musi uzyskać pisemną zgodę biskupa Pindla. Oczywistą w tej sytuacji oczywistością jest statutowy zapis, że w przypadku rozwiązania Stowarzyszenia cały jego majątek przechodzi na własność kurii.

Skład zarządu Pindla nie zadowalał. Przeszkadzała mu wybrana wbrew scenariuszowi Kornacka – pedagog z ponad 30-letnim stażem, nauczycielka języka francuskiego i tłumacz, a prywatnie żarliwa katoliczka. – O zebraniach zarządu dowiadywałam się ostatnia, podawano mi inną, późniejszą godzinę spotkania. Mimo że przyjeżdżałam trochę wcześniej, zebranie już trwało. Potem zarzucano mi, że zawsze się spóźniam. Nigdy nie wiedziałam, jakie tematy będą omawiane, bo nie dostawałam porządku obrad, choć jest to wymóg formalny. Po czym zadawano mi zaskakujące pytania, na które często nie potrafiłam odpowiedzieć, ponieważ nie byłam przygotowana, nie wiedząc, czego zebranie będzie dotyczyło. Byłam regularnie mobbingowana.

Osoby postronne wchodziły w moje kompetencje, wydawały zarządzenia i polecenia nauczycielom. Ci w konsekwencji nie wiedzieli, do kogo z czym się zwracać. O pewnych decyzjach i zarządzeniach dowiadywałam się czasem od uczniów. W ten sposób sygnalizowano mi – tak to odbierałam – że jestem zbędna. Starałam się pracować normalnie, ale czułam, jak wokół mnie atmosfera gęstnieje. Zwróciłam się do prezesa z prośbą o przedstawienie mi, jako członkowi zarządu Stowarzyszenia i dyrektorowi szkół, zakresu kompetencji nowo mianowanych pełnomocników, lecz zamiast odpowiedzi zostałam zwolniona – twierdzi była dyrektor Kornacka.

Pindel wykopał ją dokładnie tak samo jak Satławę. Na początku kwietnia 2015 r. wezwał kobietę na dywanik i dał jej do wyboru: dobrowolne odejście ze szkoły z zakazem pojawiania się tam w okresie wypowiedzenia lub rychłe zwolnienie dyscyplinarne z powodów, które się znajdzie.

Biskup tłumaczył, że nie ma ona odpowiednich kwalifikacji do zarządzania placówką katolicką. Dyrektorka podpisała podanie o rozwiązanie stosunku pracy. Gdy przyszła później do szkoły, żeby pożegnać się z uczniami, została wygoniona przez ludzi ordynariusza. Kornackiej grożono użyciem siły, choć formalnie wciąż jeszcze była członkiem zarządu Stowarzyszenia (tylko walne zgromadzenie mogło ją z tej funkcji odwołać) prowadzącego i nadzorującego szkołę...

16 kwietnia Pindel mianował nowym dyrektorem gimnazjum i liceum ks. Tomasza Srokę (35 l.). Szczyci się on 7-letnim stażem w kapłaństwie i zaświadczeniem o ukończeniu rocznego kursu zarządzania kościelną oświatą. Na jego „odpowiednie kwalifikacje” składa się też współpraca z diecezjalnym radiem Anioł Beskidów. Małgorzata Kornacka wraz z mężem Grzegorzem oraz Marta Kawulok zostali usunięci ze Stowarzyszenia pod pretekstem działania na jego szkodę. Ksiądz Satława jest rezydentem parafii św. Antoniego we wsi Syrynia (archidiecezja katowicka). W Stowarzyszeniu nie ma już nikogo, kto zna je od podszewki i mógłby patrzeć prezesowi Pindlowi na ręce. Czas pokaże, z jakim skutkiem dla majątku organizacji. Tak w prężnie działającym stowarzyszeniu wprowadzono „demokrację” w klerykalnym wydaniu. Oczywiście dla dobra wiernych…

Autor: MARCIN KOS
Źródło: www.faktyimity.pl