Ordynariusz diecezji
bielsko-żywieckiej dokonał wrogiego przejęcia świeckiej organizacji.
Chapnął majątek o wartości ponad 6 mln zł...
Stowarzyszenie „Dziedzictwo św. Jana
Sarkandra” jest organizacją pożytku publicznego. Szczyci się ponad
140-letnią tradycją. We wczesnym PRL-u zostało rozwiązane, zaś majątek
przekazano diecezji katowickiej. Reaktywowano je w listopadzie 1993
roku, dzięki staraniom księdza Henryka Satławy (60 l.), ówczesnego
wikariusza parafii św. Marii Magdaleny w Cieszynie. Przy aprobacie
biskupa Tadeusza Rakoczego objął on funkcję prezesa organizacji.
Dwa lata później ks. Satława awansował
na proboszcza i doprowadził do powstania Zespołu Katolickich Placówek
Oświatowych (ZKPO). Dzisiaj składają się nań przedszkole, szkoła
podstawowa, gimnazjum i liceum w Cieszynie oraz przedszkole i gimnazjum w
Czechowicach-Dziedzicach. Ich organem założycielskim i prowadzącym jest
Stowarzyszenie, którego majątek – według stanu na koniec roku 2014 –
wynosił prawie 6,3 mln zł (około 5 mln zł w nieruchomościach). Połakomił
się na te dobra nowy biskup Roman Pindel.
Satława cieszył się na Śląsku
Cieszyńskim niekwestionowanym autorytetem, i to nie tylko w swojej
korporacji, która uhonorowała go tytułem prałata. Organizując szkoły i
rozmaite akcje społeczne, miał silne oparcie w kurii. Po odejściu
Rakoczego na emeryturę papież Franciszek wyznaczył na jego miejsce
człowieka ze „stajni” kardynała Stanisława
Dziwisza. Pindel był dotychczas rektorem Wyższego Seminarium Duchownego
Archidiecezji Krakowskiej. W styczniu 2014 roku otrzymał z rąk mistrza
sakrę biskupią (uroczystość na zdjęciu) i objął we władanie diecezję
bielsko-żywiecką.
Po kilku miesiącach aklimatyzacji
postanowił „skoczyć” na kasę Stowarzyszenia. Najpierw zmusił prałata do
rezygnacji z probostwa. Nie wiemy, jakich użył argumentów, ale Satława
przystał na natychmiastowe odejście.
– Po 20 latach pracy nagle zniknął bez
pożegnania z wiernymi. Spakował się i wyjechał pod osłoną nocy. Nie
wiadomo dokąd. Podobno dostał kategoryczny zakaz pokazywania się na
terytorium parafii. Miasto huczało od koszmarnych pogłosek, że musiał
popełnić jakąś ciężką zbrodnię. Mówiono nawet o pedofilii. Strasznie go
tym skrzywdzono, a nikt z centrali diecezji nie pofatygował się, żeby
oficjalnie wyjaśnić, o co chodzi – relacjonuje nauczycielka z ZKPO.
Prałat pojawił się dopiero 16 grudnia
2014 r. na nadzwyczajnym w alnym zgromadzeniu Stowarzyszenia. Dwa
tygodnie wcześniej oficjalnie zrezygnował z prezesury. Jeszcze przed
rozpoczęciem obrad powiedział w wąskim gronie: „Zrobię dzisiaj rzecz
okropną. Nie wiem, czy ktoś z was poda mi później rękę. Ale pamiętajcie,
że muszę być posłuszny biskupowi! Składałem przysięgę i nie mogę jej
złamać”.
Zebranie zaszczycił swoją obecnością ordynariusz, któremu – w myśl statutu – przysługuje tytuł honorowego członka Stowarzyszenia. Przybył z kurialnym prawnikiem i dwoma duchownymi. Według naszej informatorki jednym z nich był ks. Mirosław Piesiur, niegdysiejszy ekonom Kurii Metropolitalnej w Katowicach słynny aferami Komisji Majątkowej.
Zebranie zaszczycił swoją obecnością ordynariusz, któremu – w myśl statutu – przysługuje tytuł honorowego członka Stowarzyszenia. Przybył z kurialnym prawnikiem i dwoma duchownymi. Według naszej informatorki jednym z nich był ks. Mirosław Piesiur, niegdysiejszy ekonom Kurii Metropolitalnej w Katowicach słynny aferami Komisji Majątkowej.
Pindel zażądał wymiany zarządu
organizacji. Grzmiał, że opór spowoduje odebranie szkołom
„katolickości”. Czuł się też obrażony listem, w którym urzędująca
wiceprezes Stowarzyszenia Marta Kawulok (w kadencji 2010–2014
wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej Cieszyna) delikatnie przypomniała mu,
kto sprawuje władzę w placówkach ZKPO. To pismo było następstwem
zakulisowych rozgrywek personalnych podejmowanych przez kurię na terenie
szkół.
„Stary” zarząd oddał pole bez walki.
Kilka chwil później wyszło na jaw, co ks. Henryk miał na myśli,
zapowiadając, że z powodu przysięgi posłuszeństwa musi stracić twarz.
Złożył mianowicie formalny wniosek, żeby walne zgromadzenie powierzyło
funkcję prezesa... biskupowi. Ten łaskawie zgodził się kandydować.
Członkowie Stowarzyszenia byli kompletnie zdezorientowani, więc wybrano
go zdecydowaną większością głosów. W nowym zarządzie znalazły się też
trzy dyrektorki: Bożena Knobloch (szkoła podstawowa w Cieszynie), Anna
Tomanek-Puda (gimnazjum w Czechowicach-Dziedzicach), Małgorzata Kornacka
(gimnazjum i liceum w Cieszynie). Dwie pierwsze zgłosił Satława,
nazwisko trzeciej padło z sali.
Ostatnim punktem walnego zgromadzenia,
wcześniej niezapowiedzianym, były fundamentalne zmiany w statucie.
Dopisano do niego artykuły, oddające w łapę biskupa pełną
kontrolę nad Stowarzyszeniem i jego majątkiem. W tym m.in. prawo
zgłaszania kandydatur do zarządu, komisji rewizyjnej i sądu polubownego
oraz wnioskowania o odwołanie członków tych organów. Wprowadzono
instytucję stałego nadzorcy – „asystenta kościelnego”, czego poprzedni
statut nie przewidywał.
Pojawił się też zakaz zbywania lub
obciążania nieruchomości Stowarzyszenia bez pisemnej zgody ordynariusza
diecezji bielsko-żywieckiej. Dotyczy to również zaciągania kredytów oraz
ustanowienia hipoteki. Pisemna zgoda wymagana jest ponadto w przypadku
rzeczy o wartości powyżej 10 tys. zł. Innymi słowy: żeby dokonać
jakiejkolwiek poważniejszej operacji finansowej, prezes Pindel musi
uzyskać pisemną zgodę biskupa Pindla. Oczywistą w tej sytuacji
oczywistością jest statutowy zapis, że w przypadku rozwiązania
Stowarzyszenia cały jego majątek przechodzi na własność kurii.
Skład zarządu Pindla nie zadowalał.
Przeszkadzała mu wybrana wbrew scenariuszowi Kornacka – pedagog z ponad
30-letnim stażem, nauczycielka języka francuskiego i tłumacz, a
prywatnie żarliwa katoliczka. – O zebraniach zarządu dowiadywałam się
ostatnia, podawano mi inną, późniejszą godzinę spotkania. Mimo że
przyjeżdżałam trochę wcześniej, zebranie już trwało. Potem zarzucano mi,
że zawsze się spóźniam. Nigdy nie wiedziałam, jakie tematy będą
omawiane, bo nie dostawałam porządku obrad, choć jest to wymóg formalny.
Po czym zadawano mi zaskakujące pytania, na które często nie potrafiłam
odpowiedzieć, ponieważ nie byłam przygotowana, nie wiedząc, czego
zebranie będzie dotyczyło. Byłam regularnie mobbingowana.
Osoby postronne wchodziły w moje
kompetencje, wydawały zarządzenia i polecenia nauczycielom. Ci w
konsekwencji nie wiedzieli, do kogo z czym się zwracać. O pewnych
decyzjach i zarządzeniach dowiadywałam się czasem od uczniów. W ten
sposób sygnalizowano mi – tak to odbierałam – że jestem zbędna. Starałam
się pracować normalnie, ale czułam, jak wokół mnie atmosfera gęstnieje.
Zwróciłam się do prezesa z prośbą o przedstawienie mi, jako członkowi
zarządu Stowarzyszenia i dyrektorowi szkół, zakresu kompetencji nowo
mianowanych pełnomocników, lecz zamiast odpowiedzi zostałam zwolniona –
twierdzi była dyrektor Kornacka.
Pindel wykopał ją dokładnie tak samo
jak Satławę. Na początku kwietnia 2015 r. wezwał kobietę na dywanik i
dał jej do wyboru: dobrowolne odejście ze szkoły z zakazem pojawiania
się tam w okresie wypowiedzenia lub rychłe zwolnienie dyscyplinarne z
powodów, które się znajdzie.
Biskup tłumaczył, że nie ma ona
odpowiednich kwalifikacji do zarządzania placówką katolicką. Dyrektorka
podpisała podanie o rozwiązanie stosunku pracy. Gdy przyszła później do
szkoły, żeby pożegnać się z uczniami, została wygoniona przez ludzi
ordynariusza. Kornackiej grożono użyciem siły, choć formalnie wciąż
jeszcze była członkiem zarządu Stowarzyszenia (tylko walne zgromadzenie
mogło ją z tej funkcji odwołać) prowadzącego i nadzorującego szkołę...
16 kwietnia Pindel mianował nowym
dyrektorem gimnazjum i liceum ks. Tomasza Srokę (35 l.). Szczyci się on
7-letnim stażem w kapłaństwie i zaświadczeniem o ukończeniu rocznego
kursu zarządzania kościelną oświatą. Na jego „odpowiednie kwalifikacje”
składa się też współpraca z diecezjalnym radiem Anioł Beskidów.
Małgorzata Kornacka wraz z mężem Grzegorzem oraz Marta Kawulok zostali
usunięci ze Stowarzyszenia pod pretekstem działania na jego szkodę.
Ksiądz Satława jest rezydentem parafii św. Antoniego we wsi Syrynia
(archidiecezja katowicka). W Stowarzyszeniu nie ma już nikogo, kto zna
je od podszewki i mógłby patrzeć prezesowi Pindlowi na ręce. Czas
pokaże, z jakim skutkiem dla majątku organizacji. Tak w prężnie
działającym stowarzyszeniu wprowadzono „demokrację” w klerykalnym
wydaniu. Oczywiście dla dobra wiernych…
Źródło: www.faktyimity.pl