sobota, 12 kwietnia 2014

Słowo na niedzielę: "Święta" Bernadetta

- Oskarżone siostry wychodziły zapewne z założenia, że same dzieci są już dotknięte patologią, mają zło w genach, więc nie ma co się nimi przejmować. Wartością nadrzędną była dla sióstr dyscyplina, a nie miłosierdzie. Pokutuje w tych środowiskach przeświadczenie, że przemoc i bicie to naturalny element wychowania - mówi dr hab. Katarzyna Popiołek, psycholog, dziekan katowickiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej
 
Dominika Wielowieyska: Jak to możliwe, że przez długi czas nikt nie interesował się przerażającymi wydarzeniami w ośrodku prowadzonym przez siostry zakonne?

Katarzyna Popiołek: Cała się trzęsłam po przeczytaniu reportażu w "Dużym Formacie".

W Polsce obowiązuje stereotyp, wedle którego ośrodki prowadzone przez Kościół i zakony są z definicji dobre, a siostry poświęcają się przecież dzieciom, więc nigdy nic złego nie mogą im zrobić. Pokutuje przeświadczenie, że krytykowanie instytucji i ludzi Kościoła jest podnoszeniem ręki na religię i objawem agresywnego antyklerykalizmu. I to spowodowało swego rodzaju zmowę milczenia i obojętność. Tymczasem także w takich ośrodkach może dochodzić do rzeczy strasznych i potrzebna jest bezwzględnie zewnętrzna kontrola.

Straszne jest to, że lekarze, którzy dokonywali obdukcji dzieci, nie zgłaszali swoich wątpliwości. To dowód na siłę tego stereotypu. Podobnie jak zachowanie nauczycielek. Jedna z nich mówi: "Jestem katoliczką i nie będę donosić na siostry zakonne. Innym też odradzam". Tylko jedna wykazała się odwagą i wrażliwością. W sprawach Kościoła zostaje wyłączony krytycyzm.

Jakie może być źródło przemocy w tym przypadku?


- Oskarżone siostry wychodziły zapewne z założenia, że same dzieci są już dotknięte patologią, mają zło w genach, więc nie ma co się nimi przejmować. Wartością nadrzędną była dla sióstr dyscyplina, a nie miłosierdzie. Pokutuje w tych środowiskach przeświadczenie, że przemoc i bicie to naturalny element wychowania.

Jeśli dopuszczamy kary cielesne, to bicie staje się normą. Jeśli bicie jest normą, to mamy eskalację kar i okładanie dzieci menażkami albo krzesłem. I obojętność na przemoc seksualną i gwałty dokonywane przez samych wychowanków ośrodka.

Dlaczego inne siostry nie reagowały na to, co się dzieje w ośrodku?


- To jest istota problemu: dlaczego te straszne rzeczy mogły dziać się tak długo? W Kościele i w zakonach obowiązuje zasada bezwzględnego posłuszeństwa. Nie ma mechanizmu samooczyszczenia, jest przeświadczenie, że złe rzeczy trzeba zamiatać pod dywan, aby nie podważać autorytetu Kościoła. Skamieniała hierarchia, nieznosząca krytyki, przekonana o nieomylności i świętości, rodzi autorytaryzm.

I właśnie dlatego te ośrodki muszą być szczególnie i wnikliwie kontrolowane przez państwo.

Siostry zapewne bały się przełożonej i przyjmowały za normę jej zachowania. Prawdopodobnie siostra Bernadetta kiedyś była miłą osobą, ale potem weszła w rolę poprzedniczki, bo nie widziała innej drogi. To efekt treningu posłuszeństwa. Co więcej, ofiary sióstr stawały się potem katami.

Chcę też zauważyć, że te dzieci narażone na rozmaite patologie w ośrodku sióstr są nadal w pewnym sensie prześladowane. Jest absolutnym skandalem, że musiały zeznawać w obecności siostry przełożonej, a więc w obecności swojego kata. To mogło pogłębić ich traumę.

W świeckich rodzinach zastępczych czy sierocińcach także dochodzi do przemocy, nie można więc zrzucać winy tylko na zasady obowiązujące w hierarchii kościelnej.


- Tak, ale instytucje Kościoła są bardziej zamknięte przed opinią publiczną, bardziej nieprzemakalne.

Istnieje przekonanie, że konkordat zabrania ingerencji w ich działalność. Faktem jest, że zarówno siostry, jak i niektórzy wychowawcy czy rodzice zastępczy nie są przygotowani do pracy z trudnymi dziećmi. Nie radzą sobie, zostali wybrani z przypadku, bo się zgłosili. Nikt nie kontroluje ich predyspozycji i przygotowania lub robi to w niewystarczającym stopniu. A skoro oni nie radzą sobie z takimi dziećmi, więc ich odpowiedzią na te kłopoty jest przemoc i poniżanie. Co gorsza, Kościół nie jest przygotowany, aby swoim siostrom udzielić wsparcia profesjonalnego w tak trudnych sytuacjach.

Wszyscy więc uznają: to dzieci przeznaczone na śmietnik, kto by się nimi zajmował, ich los nikogo nie obchodzi.

Poza tym ważną kwestią jest to, by pracownicy wszystkich instytucji wychowawczych i edukacyjnych byli dobrze przygotowani do swych zadań i objęci odpowiednim systemem kontroli.

piątek, 11 kwietnia 2014

GLOBalne ocipienie

Wczoraj, niejako przy okazji wspominania nieboszczyków w kolejną rocznicę katastrofy smoleńskiej, wyciągnięty został z szuflady temat hotelowego trupa, straszącego przyjezdnych i wywołującego u mieszkańców poczucie obrzydzenia. Okazało się bowiem, że nie tylko znana jest już zawiła forma własności tego obiektu (budynek jest własnością PKP, zaś grunt pod budynkiem stanowi własność miasta) ale też dowiedzieliśmy się, że miasto zaplanowało wykorzystanie terenu spod hotelu na parking, o czym poinformowała nas pani rzecznik Urzędu Miasta Oświęcim.

Przyjrzyjmy się więc bliżej.

Fakty są takie:
1. PKP nie ma środków na remont tego budynku, który zresztą (podobno) jest nieopłacalny.
2. PKP nie ma środków na wyburzenie tego budynku, który mimo że niezdolny do eksploatacji (zamieszkania) będzie jeszcze przez długie lata w stanie unieść na dachu liczne anteny stacji bazowej telefonii komórkowej, których funkcjonowanie (czynsz dzierżawny) pokrywa (przynajmniej w jakiejś części) koszt funkcjonowania tego obiektu (dozorowanie, media itp.)
3. PKP nie otrzymało od miasta zwrotu poniesionych nakładów na hotel - nie ma więc żadnego interesu w wyburzaniu czegoś co przynosi jakieś dochody i może przynieść jeszcze ok. 2,8 mln złotych dochodów z tytułu należnego zwrotu.
4. Miasto ma grunt, który może odzyskać PO uregulowaniu kwestii finansowych z PKP (wypłacając PKP zwrot w gotówce, bądź w tamach ugody przekazując na rzez PKP nieruchomość o podobnej wartości). 
5. O ugodzie między miastem i PKP nie ma jednak mowy, przy czym interes (w odzyskaniu gruntu) ma jedynie Urząd Miasta Oświęcim.
6. Skoro tylko jedna strona (miasto) nie może dojść do porozumienia z drugą stroną (PKP) pozostaje jedynie rozstrzygnięcie sprawy na dłuuugiej drodze sądowej.

Mimo rozpaczliwego "przebierania nogami" miejskich urzędników oraz ich rzeczniczki możemy spodziewać się, że zasięg telefonii komórkowej wokół dworca PKP w Oświęcimiu jeszcze przez długie lata nie zostanie zakłócony rozbiórką tego hotelu. A parking? Jest przed i za hotelem. Owszem, wymaga gruntownego remontu i rozbudowy. Teren spod samego budynku można przecież wykorzystać jako ostatni etap rozbudowy parkingu. Tymczasem nie ma przeszkód by stworzyć miejsca parkingowe na terenach wokół hotelu "Glob", których przecież nie brakuje.

Ale kto z miejskich urzędników by się tym przejmował w ferworze przedwyborczych "starań" o wyburzenie hotelowego "zombie"?

Oprócz błękitnego nieba

nic mi dzisiaj nie potrzeba :)

czwartek, 10 kwietnia 2014

Zagadka smoleńska

Mnie dziś nie wzrusza "hel" ani "trotyl"
Ani też długość Hofmana "ptaka"
Lecz jestem ciekaw jak dużego 
ma Antek... na Platformę haka.


środa, 9 kwietnia 2014

Pustka w oświęcimskim ZUS-ie

Odwiedziłem wczoraj oświęcimski ZUS w celu złożenia deklaracji o braku zgody na kradzież części moich składek przelewanej co miesiąc do OFE. Słysząc wcześniej, że trzeba uzbroić się w cierpliwość załatwiając tam cokolwiek, wydrukowałem, wypełniłem i podpisałem stosowną deklarację przed udaniem się na dziennik podawczy. Wchodząc zauważyłem na drzwiach klepsydrę. Na szczęście tylko jedną. Wszedłem do środka. Wewnątrz siedziały cztery osoby, każda w swoim okienku. Poza tym nie było nikogo, żadnego petenta, tylko ja i one. Rozejrzałem się wkoło. Zauważyłem nad każdym z okienek wyświetlacz, który pokazywał "numerki". Najbliższe okienko (numer jeden) okazało się być dziennikiem podawczym. Podchodzę, wykładam karty na stół, mówiąc: "chciałem złożyć oświadczenie w sprawie OFE". Na to miła pani z dziennika podawczego mówi mi: "najpierw numerek". Na szczęście wskazała przy tym automat do wydawania biletów, na którym jedną z opcji do wyboru było "Oświadczenie w sprawie OFE". Odetchnąłem z ulgą, nieco się jeszcze rumieniąc :-) Bilet w dłoni numer A122. Pusto. Szukam. Nad jednym z okienek - A120, nad drugim - A121. Nikogo nie ma. Jedna pani rozmawia przez telefon, nie widząc świata wokoło, druga grzebie w papierach - nie ma szans by nacisnęła ten cholerny guziczek. Trzecia rokuje nadzieję ale zdaje się udawać że mnie nie widzi. Pani prowadząca dziennik podawczy także pozostaje niewzruszona, gdyż nad jej okienkiem nie wyświetla się mój numer. Po kilku (!) minutach... nagle: bim bom! Pani o aksamitnym głosie wzywa A122 do okienka numer 10.
Rozglądam się po okienkach. Pięć, sześć, siedem... osiem. Nie ma więcej. Jaja sobie robią czy co? Patrząc na moją rozdziawioną gębę pani z okienka nr 1 (dziennik podawczy) usłużnie poradziła mi: "na końcu korytarza, po prawej". Faktycznie, te osiem okienek to tak na przystawkę. Na miejscu dowiedziałem się, że niepotrzebnie wpisałem nazwę swojego OFE na drugiej stronie deklaracji (przy okazji można sobie zmienić fundusz, choć nie zamierzałem z tego skorzystać). To błąd, powiedziała miła pani w okienku 10. Zapytałem ją jakie to ma znaczenie że wpisałem nazwę OFE, skoro go nie zmieniam? Odpowiedziała: "ma, proszę pana". Dodała jednak: "wydrukuję panu nowe oświadczenie", co też zrobiła. Podpisałem, podziękowałem i oddaliłem się ku wyjściu z biurowca. Przez całą drogę towarzyszyło mi poczucie właściwie podjętej decyzji, bo skoro urzędników ZUS-u, zadłużonego na około 80 mld złotych stać na ponowne drukowanie bzdurnych oświadczeń (zamiast skreślenia i parafki petenta), o nie naciskaniu "zmieniacza numerków" nie wspominając to lepiej żeby choć trochę moich składek było w tym niedobrym i kosztownym OFE, bowiem w odróżnieniu od ZUS-u moje pieniądze nie tylko tam rosną (choć powoli) ale po prostu są. Polecam więc złożenie takiego oświadczenia mimo zauważalnej pustki w oświęcimskim biurowcu ZUS.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Wczoraj zarejestrowaliśmy kandydatów do Parlamentu Europejskiego

W dniu wczorajszym Koalicyjny Komitet Wyborczy Europa Plus Twój Ruch jako pierwszy zarejestrował kandydatów do Parlamentu Europejskiego w okręgu obejmującym województwa: małopolskie i świętokrzyskie. 
W międzyczasie uzbieraliśmy blisko 17 tysięcy podpisów poparcia dla kandydatów. Teraz możemy się skupić na merytorycznej kampanii. 
Szczególnie polecam dwóch z nich: Wiesława Piątkowskiego (tego z lewej), który oprócz niezaprzeczalnego uroku osobistego i dowcipu jest też mądrym i pracowitym człowiekiem a także Prof. Jana Hartmana (tego z prawej), który oprócz tego że jest mędrcem, naukowcem, filozofem, etykiem, poliglotą - jest także sympatycznym i dowcipnym facetem a także niezłym aktorem :-)  


Czego Adamek się nie nauczy

...tego Adam nie będzie umiał ;-)

niedziela, 6 kwietnia 2014

BREAKING NEWS: Papież Franciszek pod względem zwalczania pedofilii kleru był i jest taki sam jak jego poprzednicy!

Papież Franciszek podbija serca wiernych. Głosi otwartość a uśmiech nie schodzi z jego twarzy. Jednak nie zawsze tak było. Gdy mieszkał w Argentynie znacznie mniej się uśmiechał, czasem pokazując świeckim... środkowy palec. Międzynarodowe ugrupowanie BishopAccountability, katalogujące, klasyfikujące i analizujące przestępstwa seksualne księży, opublikowało oficjalne dane dotyczące molestowania seksualnego nieletnich przez kler katolicki Argentyny w okresie 15 lat, gdy kard Bergoglio był arcybiskupem Buenos Aires.

Tamtejsi biskupi są "najmniej przeźroczyści" w całym Kościele - stwierdza BishopAccountability. Ukrywają setki przypadków molestowania. Raport przytacza 42 przypadki wiarygodnego oskarżenia duchownych z tego kraju o przestępstwa seksualne i szczegółowo analizuje 4 przypadki, w których ofiary zwracały się do władz kościelnych o pomoc i jej nie uzyskały.

1. Ksiądz Julio Cesar Grassi został w w roku 2009 skazany za molestowanie chłopca mieszkającego w "domu dla chłopców z ulicy", który Grassi założył. Po skazaniu Grassiego interweniował kard. Bergoglio - zamówił tajne opracowanie, które miało przekonać sędziów Sądu Najwyższego. Presja hierarchy była jedną z głównych przyczyn, że Grassi przez ponad 4 lata po skazaniu był na wolności. W końcu trafił do więzienia we wrześniu 2013 roku.

2.Ksiądz Ruben Pardo był zarażony AIDS. W roku 2003 wyznał swemu biskupowi, że zgwałcił nieletniego. Został ukryty przed wymiarem sprawiedliwości w budynku archidiecezji Buenos Aires, zarządzanej przez Bergoglia. Pardo działał wciąż jako ksiądz, spowiadał małoletnich i uczył w szkole katolickiej. Według przepisów kościelnych nie byłoby to możliwe bez wiedzy i zgody szefa archidiecezji.

3. Brat Fernando Enrique Picciochi był pedofilem. Przed odpowiedzialnością zbiegł z Argentyny do USA. Gdy jego ofiara dowiedziała się o tym, zwróciła się do prywatnego sekretarza kard. Bergoglia o zwolnienie z przyrzeczenia zachowania tajemnicy wymuszonego przez zakon, do którego należał sprawca. Archidiecezja odmówiła pomocy.

4. Ksiądz Mario Napoleon Sasso został w roku 2001 zdiagnozowany w kościelnym ośrodku terapeutycznym jako pedofil. W związku z tym... mianowano go proboszczem w bardzo biednej parafii, która prowadziła darmową jadłodajnię dla ubogich. Pracując tam w latach 2002 - 2003, zgwałcił co najmniej 5 dziewczynek. Gdy w roku 2006 znajdował się w areszcie ale nie był jeszcze skazany, rodzice ofiar poprosili o wsparcie duchowe Bergoglia, który był już przewodniczącym konferencji biskupów Argentyny, ale ten odmówił spotkania się z nimi.

5. Ksiądz Carlos Maria Guana był bezpośrednim podwładnym Bergoglia. W roku 2001 dwie uczennice zgłosiły na policję, że ksiądz zachowywał się wobec nich lubieżnie. Bergoglio został o sprawie powiadomiony. Gauna wciąż pracuje w archidiecezji Buenos Aires. Został zdegradowany do stanowiska diakona i zatrudniony jako kapelan szpitalny ale nie został wykluczony z kapłaństwa.

Jak dotąd argentyńscy biskupi nie wydali nigdy żadnego oświadczenia w sprawie przestępstw seksualnych kleru w tym kraju. Do dziś nie opracowali także ani nie wysłali do Watykanu projektu strategii uniemożliwiającej dalsze przestępstwa, która - wedle poleceń Watykanu - miała być gotowa do maja 2012 roku. Biskupi i zwierzchnicy zakonów często publicznie wypowiadają się w obronie przestępców seksualnych. Sprawcy nie są relegowani, umożliwia się im przeprowadzkę do innych diecezji lub ucieczkę do innych krajów, a nawet są wysyłani do Rzymu. Poszkodowanym grozi się i wymusza milczenie. Hierarchowie często w sądach twierdzą, że winni są rodzice dzieci molestowanych przez księży, bo ich nie pilnowali. Takie praktyki były odnotowywane niedawno.

Zdumiewające, że w pierwszym roku pontyfikatu Franciszek wielokrotnie krytykował hierarchów Kościoła za korupcję i szastanie pieniędzmi ale kompletnie ignorował brak reakcji biskupów wobec molestujących dzieci duchownych - stwierdza Anne Barrett Doyle, dyrektor BishopAccountability. - Czy Franciszek ma wolę rozwiązania tego katastrofalnego problemu? - pyta. - Analiza jego wcześniejszych dokonań rzuca światło na taką a nie inną postawę papieża.

Na liście BishopAccountability, zawierającej nazwiska ponad czterech tysięcy (!) księży z całego świata wiarygodnie oskarżonych o przestępstwa seksualne, są tylko 42 nazwiska kapłanów argentyńskich. Argentyna zajmuje  10 miejsce na świecie pod względem liczby katolików, a pedofilów ujawnionych tam jest o połowę mniej niż np. w diecezji Manchester w stanie New Hampshire w USA.

Skłania to do przekonania że w ojczyźnie papieża pedofile nie tylko wciąż mogą korzystać z ochrony ale też ich niedawny zwierzchnik - obecnie papież Franciszek - niczym się nie różni pod tym względem od swoich poprzedników.

Źródło: FiM nr 13 (734) z 3 kwietnia 2014r.