Wszystko odbyło się zgodnie z napisanym przez kard. Dziwisza scenariuszem. Miejsce pochówku ś. p. abp. Józefa Wesołowskiego wyznaczono na ziemi czorsztyńskiej, na której mało kto potrafi pomieścić w głowie dwa pojęcia jednocześnie: "ksiądz" i "pedofil". Pochowano go w samym Czorsztynie, gdyż cmentarz w Sromowcach Wyżnych, na którym znajduje się rodzinny grobowiec Wesołowskich nie chciał przyjąć tak "słynnego" gościa. Oficjalnie nazwano to "oficjalną wolą zmarłego", choć do samego końca nie było wiadomo, gdzie trumna z ciałem arcybiskupa zostanie złożona. Sam Czorsztyn wydawał się bezpieczniejszy, bo zarówno sam cmentarz jest większy a i parafie też są dwie. Na wszelki wypadek nigdzie nie podano w której z nich odbędzie się pogrzeb. Niestety, koledzy z fundacji "Nie lękajcie się" mimo tych utrudnień zapowiedzieli swój przyjazd, by w milczącym proteście pokazać żałobnikom fotografie ofiar Jego Eminencji. Kościół jednak postarał się, by ich tam nie było. Jak widać, skutecznie. Zresztą nie tylko ich...
Sam pogrzeb przebiegł więc zgodnie z przyjętym planem i linią obrony arcybiskupa. Biskup prowadzący mszę mógł więc bezpiecznie zapowiedzieć, że "kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień" i odczytać list "pokrzywdzonego przez mafię" Jego Eminencji arcybiskupa.
Na wszelki wypadek pochowano go pod krzyżem PRZED cmentarzem. W końcu nie od dziś wiadomo, że lud boży pragnie relikwii świętych jak tlenu. A świętość jest w przypadku Nuncjusza Wesołowskiego - "prawej ręki" świętego Jana Pawła II tylko kwestią czasu. Niekoniecznie długiego. Na cudowne przeistoczenie obrzydliwego pedofila w czcigodną eminencję Kościołowi wystarczyło bowiem tylko kilka dni.