Po naprawdę wyczerpującym tygodniu, pełnym pracy, spotkań i mozolnej realizacji dosyć ambitnych planów przyszedł czas na weekend, teoretycznie wolny. Teoretycznie, gdyż w związku ze szkoleniem się mojej piękniejszej połowy będę pełnił nie tylko funkcję pana domu ale też niani, kucharki, sprzątaczki i - tradycyjnie - dostawcy weekendowych zakupów dla mojej wielodzietnej rodzinki.
Dziś po pracy odebrałem (jak co dzień) syna z przedszkola, z tą różnicą, że podjechałem po niego samochodem. Jadąc do pracy autem zamiast autobusem zyskuję rano 15 - 20 minut snu, co w przypadku człowieka - sowy jest bezcenne :-)
Rozmawiając z synkiem "wygadałem się" że McDonald's już otwarli. Na nic zdały się moje tłumaczenia o długiej kolejce oczekujących. Pojechaliśmy. Kolejka w "makdrajwie" wcale nie była taka długa, lecz dojechać o 15.00 z okolic targowiska do "Maka" na Niwie i z powrotem to godzina nie twoja! Przeklinając oświęcimskie korki dojechaliśmy wreszcie do domu. Gdy już ogarnąłem dzieci (mycie, przebieranie, tulenie świeżo przebudzonego, najmłodszego "bąbla") i dwa dania "w pięć minut" (zupka na szczęście została z poprzedniego dnia:-)) przyszła moja małżonka, która jak zwykle miała wiele cennych uwag i spostrzeżeń (sic!) :-)
Na szczęście przy kawie doszliśmy do wniosku, że potrzeba nam tego samego :-P Gdy wreszcie oboje mogliśmy "rozprostować kręgosłup" nasze dzieci goniły po całej chałupie niczym cherubinki na świętym obrazku. Przez cały ten czas moja żonka obrazowo opowiadała mi o swoim dniu, sukcesach, problemach, potrzebach... Zresztą, nie pamiętam już dokładnie co. Zasnąłem jak nigdy...
Ten weekend rozpoczynam wypoczęty i wyspany - tego mi było trzeba! :-)
Miłego weekendu dla wszystkich!