sobota, 5 kwietnia 2014

Słowo na niedzielę: Jest zbawienie poza Kościołem / Janusz Palikot

Formuła kompromisu z Kościołem, kapitulacji wobec Kościoła, której do dziś pozostają wierni najwybitniejsi przedstawiciele polskiej inteligencji, uległa całkowitemu wyczerpaniu.
Adama Michnika szanuję za to, co w życiu przecierpiał i czego dokonał. Trudno mi się jednak zgodzić ze zdaniem, od którego rozpoczyna się wywiad z nim w "Gazecie Wyborczej" ("Polska bez Kościoła to czarny obraz", "Polityka Ekstra", 19 marca). Brzmi ono: "Kościół to jedyne miejsce, do którego zwykły Polak przychodzi co niedziela i dowiaduje się, gdzie jest dobro, a gdzie zło".

Ta diagnoza nie odpowiada polskiej rzeczywistości, którą znamy. Po pierwsze, Kościół ojca Rydzyka to na pewno nie jest miejsce, w którym "zwykły Polak dowiaduje się, gdzie jest dobro, a gdzie zło". Tak samo jak nie jest takim miejscem Kościół abp. Wesołowskiego i ks. Gila czy Kościół ks. Oko, gdzie odziera się z godności ludzi za to tylko, że są homoseksualistami.

Trzeba budować świeckie państwo

Ale z diagnozą Adama Michnika nie mogę się zgodzić w jeszcze jednym punkcie. Kościół nie jest i nie powinien być "jedynym miejscem", z którego Polacy dowiadują się o istnieniu dobra i zła. Czy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest Kościołem? Nie. To przedsięwzięcie w najlepszym tego słowa znaczeniu świeckie. A właśnie z WOŚP miliony Polaków dowiadują się, czym jest dobro, miłosierdzie, praktyczna pomoc innym ludziom. Takich świeckich inicjatyw jest w Polsce wiele, nie trzeba już w tym kraju przychodzić do Kościoła, żeby poznać różnicę pomiędzy dobrem i złem.

Taką samą funkcję powinny pełnić także świecka szkoła czy uniwersytet - i często pełnią. Magdalena Środa, Małgorzata Kowalska, Cezary Wodziński, Jan Hartman, tysiące innych świeckich polskich profesorów i nauczycieli - czy oni mają kazania w kościołach? Nie, pracują w świeckich instytucjach edukacyjnych. A jednocześnie to właśnie od nich ich polscy studenci, uczniowie dowiadują się na co dzień o różnicy między dobrem i złem, prawdą i kłamstwem.

Adam Michnik wspomina o innym Kościele, o Kościele papieża Franciszka, o "Tygodniku Powszechnym", o siostrze Małgorzacie Chmielewskiej. Ale dziś tego Kościoła w Polsce w ogóle nie widać, podczas gdy Kościół o. Rydzyka, ks. Oko, abp. Hosera... jest wszechobecny. Nie wiem, jak się ten spór wewnątrzkościelny dalej potoczy, ale nie chcę, żeby polskie państwo, polskie społeczeństwo były jego zakładnikiem. Jak wygra Kościół otwarty, to łaskawie pozostawi nam nasze podstawowe świeckie wolności? A jak przegra - bo na razie przegrywa bez przerwy - to wtedy o. Rydzyk, Terlikowski, Jurek zrobią z nami to, co się im będzie podobać? Nie ma na to zgody. Trzeba budować w tym kraju świeckie państwo, świeckie prawo, świecką szkołę. Obojętnie, czy w polskim Kościele wygra "duch dobrego papieża Franciszka", czy "złego o. Rydzyka", którego jednak żaden z "dobrych biskupów" głośno krytykować dziś się nie odważa. Coraz więcej Polaków w tej grze już nie chce uczestniczyć.



Pakt Kołakowskiego złamany przez Kościół

Jeśli jednak Adam Michnik zdecydował się powtórzyć dziś formułę o monopolu Kościoła w obszarze etycznego wychowania Polaków, uczynił tak z lojalności wobec pewnego paktu, który znaczna część świeckiej polskiej inteligencji zawarła w późnym PRL-u. Ja nazywam ten pakt "paktem Kołakowskiego", bo to właśnie w książce Leszka Kołakowskiego "Jeśli Boga nie ma" z lat 80. ten pakt, ta propozycja negocjacyjna złożona Kościołowi przez najlepsze umysły świeckiej polskiej inteligencji została spisana najbardziej precyzyjnie.

W ostatnich rozdziałach tamtej książki Kołakowski pisze, że żaden świecki system etyczny nie dostarczy prawomocności rozróżnieniu pomiędzy dobrem i złem. To rozróżnienie opiera się jedynie na tabu, którego przekroczenie wywołuje w człowieku poczucie winy. A jedynym obszarem, na którym takie tabu się tworzy, było i pozostanie sacrum, czyli religia.

To, co Kołakowski wówczas napisał, to znowu nie była do końca prawda. Rozróżnień moralnych dostarcza nam zarówno religia, jak też świeckie systemy filozoficzne, etyczne, prawne. Religia bywa też źródłem moralnego zepsucia w nie mniejszym, a często nawet w większym stopniu niż pycha świeckiego rozumu. Kołakowski doskonale to wiedział, ale też jego książka była propozycją złożoną Kościołowi w określonym kontekście - w czasach PRL-u, w epoce wojny "wolnego świata" z "imperium zła". Polska świecka inteligencja dostrzegła wtedy w Kościele naturalnego sojusznika przeciwko komunie. Nie chodziło o cynizm, nawet nie o czysty pragmatyzm. Kołakowski czy Michnik odczuwali wobec Kościoła autentyczną wspólnotę ofiar, poczucie solidarności w ucisku ze strony totalitarnego państwa. Z tego właśnie poczucia solidarności wyrasta książka "Kościół, lewica, dialog" Adama Michnika z 1977 roku.

Jednak ten pakt, którego świecka polska inteligencja usiłuje lojalnie przestrzegać do dzisiaj, został złamany przez Kościół po roku 1989. Wówczas okazało się, że ta instytucja nie jest już "bratem w ucisku", ale sama stała się potężną instytucją władzy. I uciska innych. A lojalność i samoograniczenie się polskiej inteligencji, praktycznie zupełne porzucenie przez polską inteligencję antyklerykalizmu czy choćby podstawowej nieufności wobec Kościoła jako instytucji władzy, polski Kościół wykorzystał wyłącznie do poszerzania swojego stanu posiadania, do budowania swej świeckiej, feudalnej, patologicznej, niekontrolowanej przez nikogo władzy.

Kiedy Tadeusz Mazowiecki decydował się na wprowadzenie religii do polskich szkół, miał nadzieję, że uczyć jej będą ludzie Kościoła otwartego, Soboru Watykańskiego II, uformowani przez Kluby Inteligencji Katolickiej. Nie wiedział, że w rzeczywistości oddaje polskie dzieci w ręce egzorcystów, niedouczonych katechetów, ludzi, którzy zamiast wiedzy o historii religii, choćby religii własnej, będą te dzieci uczyć pogardy dla gejów, poczucia wyższości wobec niewierzących czy wyznawców innych religii, nienawiści do "liberalnej cywilizacji śmierci". W dodatku wraz z wprowadzeniem religii do szkół miało być do nich również wprowadzone powszechne nauczanie świeckiej etyki i filozofii. Dziś dostęp do lekcji etyki uczniowie mają w 4,5 proc. polskich szkół, w części z nich dyrektorzy "dla oszczędności" powierzają te lekcje katechetom; smutny materiał na ten temat zamieściła "Gazeta Wyborcza".



Kapitulacja państwa przed Kościołem

Wszelki kompromis pomiędzy świeckością i Kościołem został w Polsce złamany. Został złamany z jednej strony przez pychę i ekspansywność Kościoła, a z drugiej - przez słabość i oportunizm państwa. Podobnie było z "polskim kompromisem aborcyjnym", który w rzeczywistości okazał się kolejną kapitulacją świeckich elit wobec Kościoła. Ten "kompromis" jest jedną z najbardziej drastycznych, antykobiecych regulacji prawnych w całej Europie. Doprowadził do powstania podziemia aborcyjnego na niebywałą skalę. Stał się źródłem nowego "piekła kobiet". Ale zawierał też obietnice idące poza karanie: powszechnej edukacji seksualnej, poszerzenia dostępu do środków antykoncepcyjnych, także dotowanych przez państwo. Żadna z tych obietnic nie została zrealizowana.

Z jednej strony, Kościół wciąż próbuje doprowadzić do zaostrzenia zakazu aborcji, wiceminister sprawiedliwości w rządzie "liberalnej" Platformy wciąż pracuje nad nowym kodeksem karnym, który pozwalałby ścigać kobiety za poronienie jak za dzieciobójstwo. Z drugiej strony, nowa minister edukacji zobowiązana do wprowadzenia w polskiej szkole powszechnej edukacji seksualnej obiecuje publicznie, że nie będzie tej edukacji w żadnej szkole, gdzie "zaprotestują rodzice". Przy obecnej zdolności mobilizacyjnej Kościoła oznacza to, że powszechnej edukacji seksualnej w polskiej szkole po prostu nie będzie.

Dwie czołowe postacie polskiego Kościoła - abp Michalik, abp Hoser - chroniły księży pedofilów w podlegających ich władzy diecezjach. Chroniły efektywnie, umożliwiając tym księżom popełnianie kolejnych przestępstw, molestowanie i gwałcenie kolejnych dzieci. Abp Michalik w dodatku oskarżał i szantażował z ambony rodziców, którzy chcieli zeznawać przed świeckim sądem w obronie swoich molestowanych córek. W USA, a nawet w "tradycyjnie katolickiej" Irlandii hierarchowie za nieporównanie mniejsze zaniedbania w kwestii pedofilii odpowiadali przed świeckimi sądami, a tamtejszy Kościół takich hierarchów potępiał i wykluczał.

W Polsce abp Michalik był przez dwie pełne kadencje przewodniczącym Komisji Episkopatu Polski, mimo że jego postępowanie w kwestii pedofilii było znane i polskiemu państwu, i polskiemu Kościołowi. A kariera abp. Hosera w polskim Kościele dopiero się rozpędza. Wspomniany już wiceminister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska zrobił z nim wywiad rzekę na kolanach.

W ten sposób polskie państwo też pada na kolana przed patologiami Kościoła. A formuła kompromisu z Kościołem, kapitulacji wobec Kościoła, której do dziś pozostają wierni najwybitniejsi przedstawiciele polskiej inteligencji - uległa całkowitemu wyczerpaniu. I to nie z winy tej inteligencji, ale wyłącznie z winy Kościoła, któremu nie wystarczyło ukorzenie się Kołakowskiego czy wyciągnięta na zgodę ręka Adama Michnika. Kościół zapragnął władzy nieskrępowanej, totalnej, a jak wiemy, władza totalna niesie ze sobą ryzyko, a nawet pewność totalnych patologii.


Miliony Polaków porzuciły Kościół

Adam Michnik ma rację, przypominając, że Polska ma kłopot ze świecką tradycją. Najbardziej świecki w całej naszej historii był - to smutny paradoks - okres PRL-u. Wraz z upadkiem tamtego państwa i ustroju upadły też ambicje świeckości. Ale dziś mamy zupełnie inną i nową szansę. Staliśmy się częścią Europy. Miliony Polaków widzą, jak Kościół traktowany jest w Anglii, we Francji czy w sąsiednich Niemczech. Nigdzie nie jest prześladowany, ale w każdym z tych krajów jest traktowany jako instytucja ściśle religijna, a nie jako instytucja patologicznej, feudalnej, świeckiej władzy. To pomaga tym państwom i społeczeństwom rozwijać się, budować świecki kapitał społeczny.

Tymczasem kapitulacja państwa, szkoły, a nawet świeckiej inteligencji przed Kościołem w Polsce blokuje nasz rozwój, utrudnia budowanie świeckiego kapitału społecznego, sprawia, że uczestniczymy w tym europejskim wyścigu ze związanymi nogami i ściśniętym sercem. Coraz więcej Polaków to widzi.

Postała już nowa Polska, która kompromisu Kołakowskiego, kompromisu Michnika - zawartego jeszcze w PRL-u, przeciwko ówczesnej władzy - już nie akceptuje. Ta nowa Polska sekularyzuje się w bardzo szybkim tempie. W tej nowej Polsce - jak wykazały badania prof. Czapińskiego - w ciągu kilkunastu lat liczba praktykujących regularnie katolików spadła z 65 do 42 proc. Miliony Polaków porzuciły Kościół. Albo wystąpili z niego oficjalnie, albo po prostu przestali praktykować.

Czy ci ludzie nie potrafią rozróżnić dobra od zła? Czy są jedynie, jak to lubią powtarzać niektórzy "elitarni katolicy" - "workami skórno-mięśniowymi"? Nie, miliony ludzi o laickim światopoglądzie albo wyznawców innych niż katolicyzm wyznań czy form duchowości nie chodzą co niedzielę do kościoła, ale jednak umieją rozróżniać dobro od zła. Większość z nich odróżnia dobro od zła lepiej niż abp Wesołowski, ks. Gil, abp Hoser czy o. Rydzyk. Może wreszcie uznajmy to, że w dzisiejszej Polsce Kościół nie jest gwarantem moralności prywatnej i publicznej. Przeciwnie, coraz częściej bywa źródłem największych dla tej moralności zagrożeń.

Musimy dzisiaj przemyśleć Polskę zupełnie na nowo. Musimy na nowo przemyśleć stosunek Polaków do Kościoła katolickiego. Kompromis Kołakowskiego, który z czasem przerodził się w kapitulację rozumu przed wiarą, w kapitulację świeckiej inteligencji przed autorytarną władzą Kościoła, nie może być dłużej obowiązującym dogmatem. Czas wyfrunąć z tej klatki.

piątek, 4 kwietnia 2014

R jak replika, jak rozbój w biały dzień!

W naszym "czarnym" alfabecie, po literze "P" jak próba przykrycia pedofilii plebana przyszedł czas na równie ciekawą literę "R". Ze względu na ograniczoną ilość miejsca nie sposób wspomnieć o wszystkich rzeźbach prawie świętego Karola Wojtyły, również tych, które powstaną w miejscach wycinanych na ten cel starych drzew w parku:


Rzeźby.

Zresztą rzeźby "świętego" Karola ze względu na swą liczebność nie robią już na nas większego wrażenia, podobnie jak wielkanocne zajączki z czekolady, tak licznie zalegające sklepowe półki w oczekiwaniu na zmianę sezonu. Tymczasem sezon dopiero się zaczyna. By zapewnić obchodom wyświęcania bł. Jana Pawła II godną oprawę potrzebny jest...

Remont.

Okazja jest unikalna i jedyna w swoim rodzaju więc koszt remontu i zamówionych eksponatów (głównie replik) może (a raczej musi) szokować. Wystarczy wspomnieć, że obok oryginalnej chrzcielnicy, która stoi nieopodal w wadowickim kościele zamówiono jej replikę, która stanie w Domu Papieskim. Być może pomyślano że świętym nie przystoi korzystać z prozaicznej umywalki? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że nasz święty kremówkojad lubił sobie czasem popływać kajakiem. Jednak kajakarstwo uprawiają także ludzie świeccy, więc do Domu Papieskiego zamówiono replikę łodzi z czasów Chrystusa. To nic że Chrystus chodził po wodzie pieszo (sic!). Po domu pewnie pływał łodzią, taką jak nasz święty Lolek :-) To tylko nieliczne z ogromnej ilości drobnych gadżetów, które wraz z różnymi "relikwiami" mają ubogacić dom jeszcze błogosławionego Wotyły od piwnicy aż po strych i sprawić, by całą tę inwestycję dało się podsumować jednym słowem:

Rozrzutność.

Prawdziwą "wisienką na torcie" będzie największa (choć nieco mniejsza niż oryginał), najcięższa (700kg brązu i miedzi) i najdroższa...

Replika tzw. świętych drzwi.



Do tej pory nikt oficjalnie nie wspomniał ile ta replika kosztowała (i ilu naprawdę potrzebującym można by za tę kwotę pomóc, ku uciesze naszego nowego świętego). Nieoficjalnie wiemy, że te "drzwiczki" kosztowały około pół miliona... euro (!) W poniedziałek oficjalnie zapytamy Zarząd Województwa Małopolskiego o cenę m.in. tego cacka, gdyż podobnie jak pozostałe repliki sfinansowane ono było (jak zwykle zresztą) w całości ze środków publicznych.

PS.
Myli się ten, który myśli, że ww. replika świętych drzwi oprócz swych niezaprzeczalnych walorów estetycznych, artystycznych itp. będzie miała także walor praktyczny, czyli będzie służyła to zamknięcia tego muzeum na klucz po godzinach urzędowania. Nic z tych rzeczy. Te drzwi staną... na środku jednego z pomieszczeń tak, by można je oglądać z obydwu stron naraz bez wychodzenia na zewnątrz. Za cztery dychy od "łebka" za możliwość całodziennego adorowania tych gadżetów ze wszystkich stron jednocześnie to prawdziwy...

Rarytas.

Prawda?

:-)

czwartek, 3 kwietnia 2014

Dziś kolejna odsłona walki o złoto

We wtorek myślałem że to sen, że to jakiś primaaprilisowy żart... Niestety, żarty się skończyły. W meczu GKS-owi Tychy z Ciarko PBS zwyczajnie zbrakło goli. Po drugim przegranym przez Aksam Unię z JKH GKS meczu jeden z komentarzy brzmiał: "margines błędu przestał dziś istnieć". Właśnie... przestał istnieć także dla GKS. Nie daje mi to spokoju. Mam nadzieję, że GKS Tychy nie popełni tego samego błędu co Aksam Unia i mimo stawki meczu nie będzie grał nerwowo i chaotycznie tylko rozważnie i... skutecznie.
Presja jest ogromna, tym bardziej że GKS Tychy walczy dziś na wyjeździe. 

Mistrz jest jednak tylko jeden. Trzymam kciuki wierząc, że w tym sezonie jest nim GKS Tychy. Tak blisko złota nie było od lat! Powodzenia!

środa, 2 kwietnia 2014

Prima aprilis był w tym roku wyjątkowo udany ;-)

Serdecznie dziękuję wszystkim tym, którzy dali się "wkręcić" w mój primaaprilisowy komunikat. Wielu z Was (ja także) uważa, że na takie ogłoszenia jest zwyczajnie za wcześnie. Niemniej dziękuję za liczne wyrazy poparcia, maile i smsy, które otrzymałem w związku z wczorajszą "deklaracją". Na dzień dzisiejszy nie potwierdzam jednak swojego udziału w wyborach na Prezydenta Miasta Oświęcim. Przyznać jednak muszę, że nie wykluczam takiej możliwości. Ufam, że wspólny(a) kandydat(ka) zjednoczonej, oświęcimskiej lewicy będzie w stanie wygrać ze wszystkimi Januszami itp. już w pierwszej turze wyborów. Ba! Jestem tego pewien, bez względu na to, który(a) z kandydatów(tek) okaże się najodpowiedniejszy(a) do reprezentowania oświęcimskiej lewicy w nadchodzących wyborach. Póki co, rozmowy trwają. Cierpliwości!

Miłego dnia! :-)

wtorek, 1 kwietnia 2014

Marek Nazarowski oficjalnym kandydatem Koalicji SLD - Twój Ruch na urząd Prezydenta Miasta Oświęcim

Oświęcim, dnia 01.04.2014r.
Drodzy Oświęcimianie!

Mam zaszczyt zakomunikować, że w nadchodzących wyborach jedynym kandydatem zjednoczonej oświęcimskiej lewicy na Urząd Prezydenta Miasta Oświęcim będzie... Marek Nazarowski.

Bez fałszywej skromności muszę przyznać, że jako jedyny polityk w tym mieście jestem gwarantem świeckości sprawowanego urzędu, wrażliwości społecznej i zdrowego rozsądku w kontekście planowanych miejskich inwestycji.

Nie obiecuję drugiej Japonii czy Irlandii. Mogę jednak zagwarantować, że za mojej kadencji nie będzie tu Lichenia itp.

Jeśli więc masz już dosyć miasta wyznaniowego i lokalnych polityków, ścigających się o miano największego katolika w mieście - głosuj na mnie.

Piastowanie najważniejszego urzędu w mieście jest dla mnie nie tylko zaszczytem lecz przede wszystkim wyzwaniem, któremu zamierzam sprostać ku chwale naszego miasta. Myślę, że z Waszą pomocą się uda!

Zbudujmy razem NOWOCZESNE MIASTO POKOJU!

Za głos każdego ze świeckich mieszkańców z góry serdecznie dziękuję, 
za każdy głos lokalnych katolików - składam serdeczne "Bóg zapłać" :-)

Do zobaczenia! Do zwycięstwa!

Marek Nazarowski
Kandydat Koalicji SLD - Twój Ruch 
na Urząd Prezydenta Miasta Oświęcim

Teraz Twój Ruch!

poniedziałek, 31 marca 2014

"Takie będą Rzeczpospolite jakie ich młodzieży chowanie"

"Projekt budowy nowego gmachu Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Oświęcimiu rozlatuje się jak domek z kart" - Marszałek Marek Sowa powiedział, że zarząd województwa nie przewidział finansowania tego typu inwestycji z MRPO.

Czy pozostaje nam jedynie skoczyć z mostu duchów, o którym wciąż mówi się w kategoriach realnych inwestycji? 

A może warto byłoby wreszcie wybrać się na wybory i podziękować tym, którzy o rozwój przedsiębiorczości i nowe miejsca pracy w Oświęcimiu dbają dyskutując jedynie o kształcie obwodnicy miasta (nie o realnym terminie jej budowy) lub marząc o cywilizowanym połączeniu kolejowym z Tychami i Krakowem bez wskazania nawet kto ma sfinansować tzw. studium wykonalności tej inwestycji!

Bez infrastruktury będziemy nadal betonową, zakorkowaną pustynią, na której garstka kolesi z Platformy Obywatelskiej coraz bardziej zadłużając nasze miasto, lekką ręką rozrzuca środki publiczne na betonowe place, mini przystanki, przebudowy dróg bez zatok autobusowych, niedostępne dla większości mieszkańców koncerty czy "starania" o nierealne igrzyska. Pomyślcie o tym, proszę. 

Naszego powiatu zwyczajnie nie stać na dalsze rządy Platformy Obywatelskiej. Z rekordowym zadłużeniem miasta i powiatu, latami spartaczonych inwestycji i karygodnych zaniechań inwestycyjnych (m.in. SOSW w Oświęcimiu) będą musieli zmierzyć się ci, którzy zechcą to wszystko naprawić, by nasze miasto nie stało się wkrótce wymarłym skansenem tylko miejscem gdzie naprawdę "warto żyć i warto inwestować". Póki co, to hasło wciąż brzmi jak kpina, zarówno z inwestorów jak i mieszkańców. 

Z myślą o przyszłości was i waszych dzieci zdecydujcie czy chcecie by Oświęcim nadal stawał się wyludnionym, modlitewnym skansenem czy też miejscem w którym warto będzie żyć. 

Wybierajcie!

Po zmianie czasu na letni

Wieczorem nawet żona skłonna do rozmowy
lecz rano nie wstaniesz. Nie ma mowy!

:-)

niedziela, 30 marca 2014

Misterium męki Łyszczyńskiego

W roli głównej - Prof. Jan Hartman :-)
Nawet Terlikowski na widok "ściętej" głowy Hartmana westchnął z zachwytu.
Mnie podobało się całe widowisko. Aż szkoda że nie jestem ateistą... :-)