Formuła kompromisu z Kościołem,
kapitulacji wobec Kościoła, której do dziś pozostają wierni
najwybitniejsi przedstawiciele polskiej inteligencji, uległa całkowitemu
wyczerpaniu.
Adama Michnika szanuję za to, co w życiu przecierpiał i czego dokonał. Trudno mi się jednak zgodzić ze zdaniem, od którego rozpoczyna się wywiad z nim w "Gazecie Wyborczej"
("Polska bez Kościoła to czarny obraz", "Polityka Ekstra", 19 marca).
Brzmi ono: "Kościół to jedyne miejsce, do którego zwykły Polak
przychodzi co niedziela i dowiaduje się, gdzie jest dobro, a gdzie zło".
Ta diagnoza nie odpowiada polskiej rzeczywistości, którą znamy. Po pierwsze, Kościół ojca Rydzyka to na pewno nie jest miejsce, w którym "zwykły Polak dowiaduje się, gdzie jest dobro, a gdzie zło". Tak samo jak nie jest takim miejscem Kościół abp. Wesołowskiego i ks. Gila czy Kościół ks. Oko, gdzie odziera się z godności ludzi za to tylko, że są homoseksualistami.
Trzeba budować świeckie państwo
Ale z diagnozą Adama Michnika nie mogę się zgodzić w jeszcze jednym punkcie. Kościół nie jest i nie powinien być "jedynym miejscem", z którego Polacy dowiadują się o istnieniu dobra i zła. Czy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest Kościołem? Nie. To przedsięwzięcie w najlepszym tego słowa znaczeniu świeckie. A właśnie z WOŚP miliony Polaków dowiadują się, czym jest dobro, miłosierdzie, praktyczna pomoc innym ludziom. Takich świeckich inicjatyw jest w Polsce wiele, nie trzeba już w tym kraju przychodzić do Kościoła, żeby poznać różnicę pomiędzy dobrem i złem.
Taką samą funkcję powinny pełnić także świecka szkoła czy uniwersytet - i często pełnią. Magdalena Środa, Małgorzata Kowalska, Cezary Wodziński, Jan Hartman, tysiące innych świeckich polskich profesorów i nauczycieli - czy oni mają kazania w kościołach? Nie, pracują w świeckich instytucjach edukacyjnych. A jednocześnie to właśnie od nich ich polscy studenci, uczniowie dowiadują się na co dzień o różnicy między dobrem i złem, prawdą i kłamstwem.
Adam Michnik wspomina o innym Kościele, o Kościele papieża Franciszka, o "Tygodniku Powszechnym", o siostrze Małgorzacie Chmielewskiej. Ale dziś tego Kościoła w Polsce w ogóle nie widać, podczas gdy Kościół o. Rydzyka, ks. Oko, abp. Hosera... jest wszechobecny. Nie wiem, jak się ten spór wewnątrzkościelny dalej potoczy, ale nie chcę, żeby polskie państwo, polskie społeczeństwo były jego zakładnikiem. Jak wygra Kościół otwarty, to łaskawie pozostawi nam nasze podstawowe świeckie wolności? A jak przegra - bo na razie przegrywa bez przerwy - to wtedy o. Rydzyk, Terlikowski, Jurek zrobią z nami to, co się im będzie podobać? Nie ma na to zgody. Trzeba budować w tym kraju świeckie państwo, świeckie prawo, świecką szkołę. Obojętnie, czy w polskim Kościele wygra "duch dobrego papieża Franciszka", czy "złego o. Rydzyka", którego jednak żaden z "dobrych biskupów" głośno krytykować dziś się nie odważa. Coraz więcej Polaków w tej grze już nie chce uczestniczyć.
Pakt Kołakowskiego złamany przez Kościół
Jeśli jednak Adam Michnik zdecydował się powtórzyć dziś formułę o monopolu Kościoła w obszarze etycznego wychowania Polaków, uczynił tak z lojalności wobec pewnego paktu, który znaczna część świeckiej polskiej inteligencji zawarła w późnym PRL-u. Ja nazywam ten pakt "paktem Kołakowskiego", bo to właśnie w książce Leszka Kołakowskiego "Jeśli Boga nie ma" z lat 80. ten pakt, ta propozycja negocjacyjna złożona Kościołowi przez najlepsze umysły świeckiej polskiej inteligencji została spisana najbardziej precyzyjnie.
W ostatnich rozdziałach tamtej książki Kołakowski pisze, że żaden świecki system etyczny nie dostarczy prawomocności rozróżnieniu pomiędzy dobrem i złem. To rozróżnienie opiera się jedynie na tabu, którego przekroczenie wywołuje w człowieku poczucie winy. A jedynym obszarem, na którym takie tabu się tworzy, było i pozostanie sacrum, czyli religia.
To, co Kołakowski wówczas napisał, to znowu nie była do końca prawda. Rozróżnień moralnych dostarcza nam zarówno religia, jak też świeckie systemy filozoficzne, etyczne, prawne. Religia bywa też źródłem moralnego zepsucia w nie mniejszym, a często nawet w większym stopniu niż pycha świeckiego rozumu. Kołakowski doskonale to wiedział, ale też jego książka była propozycją złożoną Kościołowi w określonym kontekście - w czasach PRL-u, w epoce wojny "wolnego świata" z "imperium zła". Polska świecka inteligencja dostrzegła wtedy w Kościele naturalnego sojusznika przeciwko komunie. Nie chodziło o cynizm, nawet nie o czysty pragmatyzm. Kołakowski czy Michnik odczuwali wobec Kościoła autentyczną wspólnotę ofiar, poczucie solidarności w ucisku ze strony totalitarnego państwa. Z tego właśnie poczucia solidarności wyrasta książka "Kościół, lewica, dialog" Adama Michnika z 1977 roku.
Jednak ten pakt, którego świecka polska inteligencja usiłuje lojalnie przestrzegać do dzisiaj, został złamany przez Kościół po roku 1989. Wówczas okazało się, że ta instytucja nie jest już "bratem w ucisku", ale sama stała się potężną instytucją władzy. I uciska innych. A lojalność i samoograniczenie się polskiej inteligencji, praktycznie zupełne porzucenie przez polską inteligencję antyklerykalizmu czy choćby podstawowej nieufności wobec Kościoła jako instytucji władzy, polski Kościół wykorzystał wyłącznie do poszerzania swojego stanu posiadania, do budowania swej świeckiej, feudalnej, patologicznej, niekontrolowanej przez nikogo władzy.
Kiedy Tadeusz Mazowiecki decydował się na wprowadzenie religii do polskich szkół, miał nadzieję, że uczyć jej będą ludzie Kościoła otwartego, Soboru Watykańskiego II, uformowani przez Kluby Inteligencji Katolickiej. Nie wiedział, że w rzeczywistości oddaje polskie dzieci w ręce egzorcystów, niedouczonych katechetów, ludzi, którzy zamiast wiedzy o historii religii, choćby religii własnej, będą te dzieci uczyć pogardy dla gejów, poczucia wyższości wobec niewierzących czy wyznawców innych religii, nienawiści do "liberalnej cywilizacji śmierci". W dodatku wraz z wprowadzeniem religii do szkół miało być do nich również wprowadzone powszechne nauczanie świeckiej etyki i filozofii. Dziś dostęp do lekcji etyki uczniowie mają w 4,5 proc. polskich szkół, w części z nich dyrektorzy "dla oszczędności" powierzają te lekcje katechetom; smutny materiał na ten temat zamieściła "Gazeta Wyborcza".
Kapitulacja państwa przed Kościołem
Wszelki kompromis pomiędzy świeckością i Kościołem został w Polsce złamany. Został złamany z jednej strony przez pychę i ekspansywność Kościoła, a z drugiej - przez słabość i oportunizm państwa. Podobnie było z "polskim kompromisem aborcyjnym", który w rzeczywistości okazał się kolejną kapitulacją świeckich elit wobec Kościoła. Ten "kompromis" jest jedną z najbardziej drastycznych, antykobiecych regulacji prawnych w całej Europie. Doprowadził do powstania podziemia aborcyjnego na niebywałą skalę. Stał się źródłem nowego "piekła kobiet". Ale zawierał też obietnice idące poza karanie: powszechnej edukacji seksualnej, poszerzenia dostępu do środków antykoncepcyjnych, także dotowanych przez państwo. Żadna z tych obietnic nie została zrealizowana.
Z jednej strony, Kościół wciąż próbuje doprowadzić do zaostrzenia zakazu aborcji, wiceminister sprawiedliwości w rządzie "liberalnej" Platformy wciąż pracuje nad nowym kodeksem karnym, który pozwalałby ścigać kobiety za poronienie jak za dzieciobójstwo. Z drugiej strony, nowa minister edukacji zobowiązana do wprowadzenia w polskiej szkole powszechnej edukacji seksualnej obiecuje publicznie, że nie będzie tej edukacji w żadnej szkole, gdzie "zaprotestują rodzice". Przy obecnej zdolności mobilizacyjnej Kościoła oznacza to, że powszechnej edukacji seksualnej w polskiej szkole po prostu nie będzie.
Dwie czołowe postacie polskiego Kościoła - abp Michalik, abp Hoser - chroniły księży pedofilów w podlegających ich władzy diecezjach. Chroniły efektywnie, umożliwiając tym księżom popełnianie kolejnych przestępstw, molestowanie i gwałcenie kolejnych dzieci. Abp Michalik w dodatku oskarżał i szantażował z ambony rodziców, którzy chcieli zeznawać przed świeckim sądem w obronie swoich molestowanych córek. W USA, a nawet w "tradycyjnie katolickiej" Irlandii hierarchowie za nieporównanie mniejsze zaniedbania w kwestii pedofilii odpowiadali przed świeckimi sądami, a tamtejszy Kościół takich hierarchów potępiał i wykluczał.
W Polsce abp Michalik był przez dwie pełne kadencje przewodniczącym Komisji Episkopatu Polski, mimo że jego postępowanie w kwestii pedofilii było znane i polskiemu państwu, i polskiemu Kościołowi. A kariera abp. Hosera w polskim Kościele dopiero się rozpędza. Wspomniany już wiceminister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska zrobił z nim wywiad rzekę na kolanach.
W ten sposób polskie państwo też pada na kolana przed patologiami Kościoła. A formuła kompromisu z Kościołem, kapitulacji wobec Kościoła, której do dziś pozostają wierni najwybitniejsi przedstawiciele polskiej inteligencji - uległa całkowitemu wyczerpaniu. I to nie z winy tej inteligencji, ale wyłącznie z winy Kościoła, któremu nie wystarczyło ukorzenie się Kołakowskiego czy wyciągnięta na zgodę ręka Adama Michnika. Kościół zapragnął władzy nieskrępowanej, totalnej, a jak wiemy, władza totalna niesie ze sobą ryzyko, a nawet pewność totalnych patologii.
Ta diagnoza nie odpowiada polskiej rzeczywistości, którą znamy. Po pierwsze, Kościół ojca Rydzyka to na pewno nie jest miejsce, w którym "zwykły Polak dowiaduje się, gdzie jest dobro, a gdzie zło". Tak samo jak nie jest takim miejscem Kościół abp. Wesołowskiego i ks. Gila czy Kościół ks. Oko, gdzie odziera się z godności ludzi za to tylko, że są homoseksualistami.
Trzeba budować świeckie państwo
Ale z diagnozą Adama Michnika nie mogę się zgodzić w jeszcze jednym punkcie. Kościół nie jest i nie powinien być "jedynym miejscem", z którego Polacy dowiadują się o istnieniu dobra i zła. Czy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest Kościołem? Nie. To przedsięwzięcie w najlepszym tego słowa znaczeniu świeckie. A właśnie z WOŚP miliony Polaków dowiadują się, czym jest dobro, miłosierdzie, praktyczna pomoc innym ludziom. Takich świeckich inicjatyw jest w Polsce wiele, nie trzeba już w tym kraju przychodzić do Kościoła, żeby poznać różnicę pomiędzy dobrem i złem.
Taką samą funkcję powinny pełnić także świecka szkoła czy uniwersytet - i często pełnią. Magdalena Środa, Małgorzata Kowalska, Cezary Wodziński, Jan Hartman, tysiące innych świeckich polskich profesorów i nauczycieli - czy oni mają kazania w kościołach? Nie, pracują w świeckich instytucjach edukacyjnych. A jednocześnie to właśnie od nich ich polscy studenci, uczniowie dowiadują się na co dzień o różnicy między dobrem i złem, prawdą i kłamstwem.
Adam Michnik wspomina o innym Kościele, o Kościele papieża Franciszka, o "Tygodniku Powszechnym", o siostrze Małgorzacie Chmielewskiej. Ale dziś tego Kościoła w Polsce w ogóle nie widać, podczas gdy Kościół o. Rydzyka, ks. Oko, abp. Hosera... jest wszechobecny. Nie wiem, jak się ten spór wewnątrzkościelny dalej potoczy, ale nie chcę, żeby polskie państwo, polskie społeczeństwo były jego zakładnikiem. Jak wygra Kościół otwarty, to łaskawie pozostawi nam nasze podstawowe świeckie wolności? A jak przegra - bo na razie przegrywa bez przerwy - to wtedy o. Rydzyk, Terlikowski, Jurek zrobią z nami to, co się im będzie podobać? Nie ma na to zgody. Trzeba budować w tym kraju świeckie państwo, świeckie prawo, świecką szkołę. Obojętnie, czy w polskim Kościele wygra "duch dobrego papieża Franciszka", czy "złego o. Rydzyka", którego jednak żaden z "dobrych biskupów" głośno krytykować dziś się nie odważa. Coraz więcej Polaków w tej grze już nie chce uczestniczyć.
Pakt Kołakowskiego złamany przez Kościół
Jeśli jednak Adam Michnik zdecydował się powtórzyć dziś formułę o monopolu Kościoła w obszarze etycznego wychowania Polaków, uczynił tak z lojalności wobec pewnego paktu, który znaczna część świeckiej polskiej inteligencji zawarła w późnym PRL-u. Ja nazywam ten pakt "paktem Kołakowskiego", bo to właśnie w książce Leszka Kołakowskiego "Jeśli Boga nie ma" z lat 80. ten pakt, ta propozycja negocjacyjna złożona Kościołowi przez najlepsze umysły świeckiej polskiej inteligencji została spisana najbardziej precyzyjnie.
W ostatnich rozdziałach tamtej książki Kołakowski pisze, że żaden świecki system etyczny nie dostarczy prawomocności rozróżnieniu pomiędzy dobrem i złem. To rozróżnienie opiera się jedynie na tabu, którego przekroczenie wywołuje w człowieku poczucie winy. A jedynym obszarem, na którym takie tabu się tworzy, było i pozostanie sacrum, czyli religia.
To, co Kołakowski wówczas napisał, to znowu nie była do końca prawda. Rozróżnień moralnych dostarcza nam zarówno religia, jak też świeckie systemy filozoficzne, etyczne, prawne. Religia bywa też źródłem moralnego zepsucia w nie mniejszym, a często nawet w większym stopniu niż pycha świeckiego rozumu. Kołakowski doskonale to wiedział, ale też jego książka była propozycją złożoną Kościołowi w określonym kontekście - w czasach PRL-u, w epoce wojny "wolnego świata" z "imperium zła". Polska świecka inteligencja dostrzegła wtedy w Kościele naturalnego sojusznika przeciwko komunie. Nie chodziło o cynizm, nawet nie o czysty pragmatyzm. Kołakowski czy Michnik odczuwali wobec Kościoła autentyczną wspólnotę ofiar, poczucie solidarności w ucisku ze strony totalitarnego państwa. Z tego właśnie poczucia solidarności wyrasta książka "Kościół, lewica, dialog" Adama Michnika z 1977 roku.
Jednak ten pakt, którego świecka polska inteligencja usiłuje lojalnie przestrzegać do dzisiaj, został złamany przez Kościół po roku 1989. Wówczas okazało się, że ta instytucja nie jest już "bratem w ucisku", ale sama stała się potężną instytucją władzy. I uciska innych. A lojalność i samoograniczenie się polskiej inteligencji, praktycznie zupełne porzucenie przez polską inteligencję antyklerykalizmu czy choćby podstawowej nieufności wobec Kościoła jako instytucji władzy, polski Kościół wykorzystał wyłącznie do poszerzania swojego stanu posiadania, do budowania swej świeckiej, feudalnej, patologicznej, niekontrolowanej przez nikogo władzy.
Kiedy Tadeusz Mazowiecki decydował się na wprowadzenie religii do polskich szkół, miał nadzieję, że uczyć jej będą ludzie Kościoła otwartego, Soboru Watykańskiego II, uformowani przez Kluby Inteligencji Katolickiej. Nie wiedział, że w rzeczywistości oddaje polskie dzieci w ręce egzorcystów, niedouczonych katechetów, ludzi, którzy zamiast wiedzy o historii religii, choćby religii własnej, będą te dzieci uczyć pogardy dla gejów, poczucia wyższości wobec niewierzących czy wyznawców innych religii, nienawiści do "liberalnej cywilizacji śmierci". W dodatku wraz z wprowadzeniem religii do szkół miało być do nich również wprowadzone powszechne nauczanie świeckiej etyki i filozofii. Dziś dostęp do lekcji etyki uczniowie mają w 4,5 proc. polskich szkół, w części z nich dyrektorzy "dla oszczędności" powierzają te lekcje katechetom; smutny materiał na ten temat zamieściła "Gazeta Wyborcza".
Kapitulacja państwa przed Kościołem
Wszelki kompromis pomiędzy świeckością i Kościołem został w Polsce złamany. Został złamany z jednej strony przez pychę i ekspansywność Kościoła, a z drugiej - przez słabość i oportunizm państwa. Podobnie było z "polskim kompromisem aborcyjnym", który w rzeczywistości okazał się kolejną kapitulacją świeckich elit wobec Kościoła. Ten "kompromis" jest jedną z najbardziej drastycznych, antykobiecych regulacji prawnych w całej Europie. Doprowadził do powstania podziemia aborcyjnego na niebywałą skalę. Stał się źródłem nowego "piekła kobiet". Ale zawierał też obietnice idące poza karanie: powszechnej edukacji seksualnej, poszerzenia dostępu do środków antykoncepcyjnych, także dotowanych przez państwo. Żadna z tych obietnic nie została zrealizowana.
Z jednej strony, Kościół wciąż próbuje doprowadzić do zaostrzenia zakazu aborcji, wiceminister sprawiedliwości w rządzie "liberalnej" Platformy wciąż pracuje nad nowym kodeksem karnym, który pozwalałby ścigać kobiety za poronienie jak za dzieciobójstwo. Z drugiej strony, nowa minister edukacji zobowiązana do wprowadzenia w polskiej szkole powszechnej edukacji seksualnej obiecuje publicznie, że nie będzie tej edukacji w żadnej szkole, gdzie "zaprotestują rodzice". Przy obecnej zdolności mobilizacyjnej Kościoła oznacza to, że powszechnej edukacji seksualnej w polskiej szkole po prostu nie będzie.
Dwie czołowe postacie polskiego Kościoła - abp Michalik, abp Hoser - chroniły księży pedofilów w podlegających ich władzy diecezjach. Chroniły efektywnie, umożliwiając tym księżom popełnianie kolejnych przestępstw, molestowanie i gwałcenie kolejnych dzieci. Abp Michalik w dodatku oskarżał i szantażował z ambony rodziców, którzy chcieli zeznawać przed świeckim sądem w obronie swoich molestowanych córek. W USA, a nawet w "tradycyjnie katolickiej" Irlandii hierarchowie za nieporównanie mniejsze zaniedbania w kwestii pedofilii odpowiadali przed świeckimi sądami, a tamtejszy Kościół takich hierarchów potępiał i wykluczał.
W Polsce abp Michalik był przez dwie pełne kadencje przewodniczącym Komisji Episkopatu Polski, mimo że jego postępowanie w kwestii pedofilii było znane i polskiemu państwu, i polskiemu Kościołowi. A kariera abp. Hosera w polskim Kościele dopiero się rozpędza. Wspomniany już wiceminister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska zrobił z nim wywiad rzekę na kolanach.
W ten sposób polskie państwo też pada na kolana przed patologiami Kościoła. A formuła kompromisu z Kościołem, kapitulacji wobec Kościoła, której do dziś pozostają wierni najwybitniejsi przedstawiciele polskiej inteligencji - uległa całkowitemu wyczerpaniu. I to nie z winy tej inteligencji, ale wyłącznie z winy Kościoła, któremu nie wystarczyło ukorzenie się Kołakowskiego czy wyciągnięta na zgodę ręka Adama Michnika. Kościół zapragnął władzy nieskrępowanej, totalnej, a jak wiemy, władza totalna niesie ze sobą ryzyko, a nawet pewność totalnych patologii.
Środowiska laickie w III RP dość łatwo pogodziły się z tym, że nauka
Kościoła zostanie przyjęta przez państwo jako fundament. Przed wojną
byłoby to nie do pomyślenia. Rozmowa z prof. Andrzejem Friszke, historykiem
Miliony Polaków porzuciły Kościół
Adam Michnik ma rację, przypominając, że Polska ma kłopot ze
świecką tradycją. Najbardziej świecki w całej naszej historii był - to
smutny paradoks - okres PRL-u. Wraz z upadkiem tamtego państwa i ustroju
upadły też ambicje świeckości. Ale dziś mamy zupełnie inną i nową
szansę. Staliśmy się częścią Europy. Miliony Polaków widzą, jak Kościół
traktowany jest w Anglii, we Francji czy w sąsiednich Niemczech. Nigdzie
nie jest prześladowany, ale w każdym z tych krajów jest traktowany jako
instytucja ściśle religijna, a nie jako instytucja patologicznej,
feudalnej, świeckiej władzy. To pomaga tym państwom i społeczeństwom
rozwijać się, budować świecki kapitał społeczny.
Tymczasem kapitulacja państwa, szkoły, a nawet świeckiej
inteligencji przed Kościołem w Polsce blokuje nasz rozwój, utrudnia
budowanie świeckiego kapitału społecznego, sprawia, że uczestniczymy w
tym europejskim wyścigu ze związanymi nogami i ściśniętym sercem. Coraz
więcej Polaków to widzi.
Postała już nowa Polska, która kompromisu Kołakowskiego,
kompromisu Michnika - zawartego jeszcze w PRL-u, przeciwko ówczesnej
władzy - już nie akceptuje. Ta nowa Polska sekularyzuje się w bardzo
szybkim tempie. W tej nowej Polsce - jak wykazały badania prof.
Czapińskiego - w ciągu kilkunastu lat liczba praktykujących regularnie
katolików spadła z 65 do 42 proc. Miliony Polaków porzuciły Kościół.
Albo wystąpili z niego oficjalnie, albo po prostu przestali praktykować.
Czy ci ludzie nie potrafią rozróżnić dobra od zła? Czy są
jedynie, jak to lubią powtarzać niektórzy "elitarni katolicy" - "workami
skórno-mięśniowymi"? Nie, miliony ludzi o laickim światopoglądzie albo
wyznawców innych niż katolicyzm wyznań czy form duchowości nie chodzą co
niedzielę do kościoła, ale jednak umieją rozróżniać dobro od zła.
Większość z nich odróżnia dobro od zła lepiej niż abp Wesołowski, ks.
Gil, abp Hoser czy o. Rydzyk. Może wreszcie uznajmy to, że w dzisiejszej
Polsce Kościół nie jest gwarantem moralności prywatnej i publicznej.
Przeciwnie, coraz częściej bywa źródłem największych dla tej moralności
zagrożeń.
Musimy dzisiaj przemyśleć Polskę zupełnie na nowo. Musimy na
nowo przemyśleć stosunek Polaków do Kościoła katolickiego. Kompromis
Kołakowskiego, który z czasem przerodził się w kapitulację rozumu przed
wiarą, w kapitulację świeckiej inteligencji przed autorytarną władzą
Kościoła, nie może być dłużej obowiązującym dogmatem. Czas wyfrunąć z
tej klatki.