sobota, 10 maja 2014

Słowo na niedzielę: Oczami etyka - Konkordat i jego konsekwencje

Dziś z powodu konieczności samodzielnego pełnienia obowiązków rodzicielskich w ten weekend nad trójką moich dzieci, pozwolę sobie jedynie zacytować jeden z licznych artykułów profesora Jana Hartmana, będącego jednocześnie filozofem, etykiem, publicystą, ateistą, politykiem i... bardzo przyzwoitym człowiekiem.

"Kościół katolicki prowadzi wiele firm i instytucji charytatywnych, z Caritasem na czele, nieźle na tym zarabiając, a w dodatku zyskując wizerunkowo, gdyż ludziom wydaje się, że to sam Kościół daje na biednych i im służy, podczas gdy tylko ich obsługuje, i to głównie za państwowe pieniądze.
A jako że konkordat daje Kościołowi gwarancję całkowitej autonomii w sprawach finansów (żadnych kontroli), przekrętom na przeszkodzie nic nie stoi. I tak na przykład kwitnie kościelny biznes sierocińcowy, rodem z „Oliviera Twista" Dickensa. Polega on na tym, że państwo daje tak około dwa razy więcej na dziecko niż w państwowym domu dziecka, za to Kościół gwarantuje, że na pewno władze nie będą miały szansy wtrącać się w to, co się z tymi dziećmi dzieje. A co się dzieje, to już właśnie wiemy dzięki uprzejmości siostry Bernadetty. Poniżanie, znęcanie się, gwałty. Pisała o tych przestępstwach ostatnio „Gazeta Wyborcza", a 6 lat temu (!) „Fakty i Mity". Czy w pozostałych 44 sierocińcach kościelnych dzieje się to samo, co w Zabrzu? Pewnie nie we wszystkich, ale skoro nie ma nad nimi żadnej kontroli, to trudno uwierzyć, aby Zabrze było wyjątkiem. Tym bardziej że niezliczone opowieści z Irlandii czy USA potwierdzają, że „wyjątki" idą w liczby co najmniej dwucyfrowe. Cierpienie sierot zawinione jest nie tylko przez odrażających ludzi i zorganizowane przez nich patologiczne instytucje, lecz również przez polskie władze, które w imię posłuszeństwa Watykanowi wyrzekły się swojego prawa i wyparły swojego obowiązku dbania o dobro najmłodszych obywateli. Frymarczy się dziećmi w imię świętej zasady autonomii działalności ekonomicznej (i wszelkiej innej) Kościoła. Na ołtarzu konkordatu – razem z miliardami złotych różnych darów i dotacji – składa się los dzieci. I to zupełnie jak u Dickensa!
Tam też odbywają się w sierocińcach „kontrole". W wersji PL – ktoś przyjdzie z urzędu, złoży hołd księdzu, dostanie święty obrazek i pójdzie. Zresztą i tak żadnych uprawnień realnie nie ma, bo inaczej być nie może, bo to przecież „kościelne osoby prawne", cieszące się „autonomią", „zarządzają swoimi sprawami na postawie prawa kanonicznego".
Gdy w niewielu słowach mam opisać całe zło, które wiąże się z konkordatem, opadają mi ręce. Jakże szkoda mi tych wszystkich rzeczy, których nie zmieszczę! I od czego zacząć? Ano chyba od tego, co najważniejsze – od godności państwa i narodu. Oto instytucja religijna, zorganizowana w państwo i podająca się za przyjaciela Polski, zażądała dla siebie czegoś niesłychanego – aby jej przywileje zagwarantowała polska konstytucja. I tak też się stało. Polska konstytucja zawiera (art. 25) gwarancje równouprawnienia związków wyznaniowych, a jednocześnie mamy jawne tego równouprawnienia pogwałcenie – mianowicie nakaz zawarcia konkordatu, czyli umowy międzynarodowej, z tzw. Stolicą Apostolską. Ta forma regulacji stosunków jest z natury rzeczy niedostępna dla pozostałych związków wyznaniowych, co w sposób oczywisty przeczy równości wyznań. Czy wyobrażacie sobie, co by było, gdyby, dajmy na to, w polskiej konstytucji napisano, że stosunki z Niemcami ureguluje specjalna umowa? Czy ktoś miałby cień wątpliwości, że taki zapis konstytucyjny godzi w polską suwerenność? A gdyby tak rząd niemiecki nadał immunitet i obywatelstwo polskiemu pedofilowi i odmawiał wydania go Polsce, tak jak to dzisiaj dzieje się z abp. Wesołowskim, zajadającym bażanty w Watykanie, gdzie za pedofilię nie idzie się wszak do ciupy? No, co by powiedział wtedy Kaczyński? Ten przykład lepiej bodaj niż cokolwiek innego pokazuje poddaństwo Polski wobec Watykanu, przypieczętowane na amen w haniebnym konkordacie!
Twórcy konkordatu nie próbują nawet udawać, że nie jest to spis zobowiązań Polski wobec Watykanu i gwarancja statusu „państwa w państwie" dla Kościoła katolickiego i wszystkich jego instytucji. Nikt nawet nie próbuje twierdzić, że jest tam jakaś symetria i wzajemność, równe rozłożenie korzyści i ciężarów, a więc cechy wymagane od wszelkich umów międzynarodowych. Rozmawiałem z twórcami konkordatu. Ich logika jest zaiste przewrotna. Zgodnie twierdzą, że konkordat miał być zaporą dla państwa, dając Kościołowi tak wiele, że już więcej nie mógłby żądać. Lenne hołdy wobec Watykanu miały zabezpieczać nas niby feudalnych baronów przed gniewem księcia. O święta naiwności! W swoim dziecinnym sprycie politycznym ubzdurali sobie, że jeśli przy okazji gwarancji przestrzegania przez państwo autonomii Kościoła (czytaj: jego totalnej samowoli i przewagi prawa kanonicznego nad prawem RP) przemyci się gwarancję w drugą stronę (że niby Kościół miałby szanować autonomię Polski i nie wtrącać się do stanowionego prawa itp.), to Polska obroni swoją godność i suwerenność. Jakież zaskoczenie, że stało się odwrotnie! No, kto by pomyślał, doprawdy! Dziś ci sami politycy spuszczają głowy i mówią: „A bo myśmy myśleli...". Dobra, nieważne już, co tam sobie myśleliście 25 lat temu. Ważne, żeby zrozumieć swój błąd i próbować go naprawić. TERAZ! W imię godności naszej Rzeczypospolitej, nie ustaniemy, dopóki haniebny traktat z Watykanem nie zostanie zerwany!"

Jan Hartman

Serce rośnie, czytając Jana Hartmana! :-) 
. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz