Dziś mija pierwsza rocznica od chwili mojego pierwszego i zarazem ostatniego opuszczenia mszy świętej tuż przed jej zakończeniem. Dokładnie rok temu miały miejsce obchody niedzieli Świętej Rodziny, ze słynnym niesłychanie kontrowersyjnym listem pasterskim, który był nie tylko gwoździem programu ale też gwoździem do trumny w której złożyłem swoją wiarę w szczere intencje instytucji polskiego Kościoła rzymskokatolickiego.W ubiegłym roku zaczęło się - przepraszam za wyrażenie - publiczne pieprzenie polskich hierarchów kościelnych o niejakim Dżenderze, który jest czymś złym. Ubiegłoroczny list pasterski, który dla niepoznaki rozpoczynał się słowami troski o rodzinę, podkreśleniem jedynej słusznej katolickiej definicji rodziny (jak by nie można było uznać że jest nią dwoje kochających się nawzajem ludzi!) i ubolewaniem że większość z dziewięćdziesięciu procent tak zwanych katolików ma w nosie sakrament małżeństwa i żyje w związkach partnerskich. Żeby podkreślić wagę tego "grzechu", jakim dla kleru jest miłość dwojga ludzi bez udziału księdza ośmielili się zrównać związki partnerskie dwupłciowe z jednopłciowymi. By nie było jednak wątpliwości, że miłość to uczucie które może łączyć ludzi bez względu na płeć czy sakramenty klecha czytający list pasterski przedstawił kolejną cechę Dżendera - adopcję dzieci przez pary homoseksualne. Strzeżcie się Dżendera, bo wkrótce do przedszkola dzieci będą odprowadzały dwie mamusie lub dwóch tatusiów, jeśli tylko zezwolimy im na adopcję! Czy to znaczy że pary homoseksualne nie mogą mieć dzieci? Mogą! Co więcej - mają! Niestety ich dzieci nie mogą mieć tych samych praw co dzieci urodzone w parach heteroseksualnych! Równość to Dżender! Równouprawnienie to Dżender! Kobieta - ksiądz? Dżender! Legalizacja marihuany dla osób pełnoletnich? Dżender! Obiektywna edukacja seksualna młodzieży? Dżender! Zapytasz dlaczego? Dżender! Gdy tylko ksiądz przed oczami wiernych skończył nakreślać największego wroga katolicyzmu jakim niewątpliwie jest Dżender, ulepiony ze wszystkich fobii polskiego kleru... wyszedłem z kościoła. Po raz pierwszy przed końcem mszy świętej, I po raz ostatni.
Przez mijający rok wspomniany Dżender był "tępiony" nawet w polskim Sejmie przez niezawodnego seksdetektora - ks. Oko. W międzyczasie uprawomocniły się wyroki sądowe dla ks. Gila a także zakończył się "areszt" tymczasowy (!) dla nuncjusza apostolskiego, arcybiskupa Wesołowskiego...
Polscy hierarchowie kościelni dalej swoje. Można nawet odnieść wrażenie, że jaki "list pasterski" taka będzie Pasterka. I była...
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,17180944,Polscy_biskupi_na_pasterce__Bylo_o_milosci__ale_nie.html
Przez mijający rok wspomniany Dżender był "tępiony" nawet w polskim Sejmie przez niezawodnego seksdetektora - ks. Oko. W międzyczasie uprawomocniły się wyroki sądowe dla ks. Gila a także zakończył się "areszt" tymczasowy (!) dla nuncjusza apostolskiego, arcybiskupa Wesołowskiego...
Polscy hierarchowie kościelni dalej swoje. Można nawet odnieść wrażenie, że jaki "list pasterski" taka będzie Pasterka. I była...
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,17180944,Polscy_biskupi_na_pasterce__Bylo_o_milosci__ale_nie.html
Tymczasem po złożeniu świątecznej wizyty rodzinie w Tychach spotkałem się z propozycją, by pokazać dzieciom żywą szopkę w kościele o.o. Franciszkanów na ul. Paprocańskiej. Pojechaliśmy tam. Ze zdziwieniem zauważyłem, że ta ogromna franciszkańska budowla nie została przez kilkanaście lat (sic!) dokończona, mimo wybudowania w tym czasie wielu nowych kościołów w Tychach. Z jeszcze większym zdziwieniem przyjąłem fakt, że wewnątrz nie ma nawet posadzki, zaś na klepisku stoją proste ławki z desek, pokryte ceratą. Musieliśmy wejść do wnętrza świątyni, gdyż gospodarze uznali, że jest ona dobrym miejscem do zorganizowania mini zoo, które przyciągnie tłumy. Jak się wkrótce okazało, dobrym miejscem nie tylko na zoo. Czegóż tam nie było! Obok osiołka - skarbonka, dalej kurnik z kurami i... skarbonka, króliczki, skarbonka, coś tam jeszcze, skarbonka... Dzieci stłoczone w pełnym mroku przy zwierzętach przeciskały się pomiędzy ławkami, na których siedzieli wierni, słuchający "bluesowego" koncertu (czyli faceta z gitarą, śpiewającego "Czarna Madonno"). Przy ostatniej skarbonce zlokalizowanej przy wyjściu ujrzałem, że franciszkańska świątynia może być też świetnym miejscem do handlu... pieczonymi kiełbaskami na ognisku zlokalizowanym tuż przed wejściem do niej! Wychodząc spojrzałem raz jeszcze na dwie niedokończone wieże kościelne. Wtedy przypomniałem sobie o tym, że tym, co miało być świątynią zarządzają bracia franciszkanie. Tak, ci sami franciszkanie:
Mój Bóg nie pozwoliłby na robienie wiernym wody z mózgu i na straszenie ich wyimaginowanym Dżenderem, zamiast skupienia się na istocie posługi pasterskiej.
Mój Bóg nie pozwoliłby na robienie ze świątynii zoo czy fast foodu z pieczonymi kiełbaskami.
Mój Bóg nie pozwoliłby na tolerowanie przestępstw seksualnych czy finansowych Jego ziemskich urzędników, począwszy od zmiany jednego z dziesięciu przykazań Bożych, na ostatnich aferach z udziałem kleru skończywszy.
Nie przestałem wierzyć w Boga lecz przestałem wierzyć w ziemską instytucję Kościoła. Niestety nic nie wskazuje na to by miało się to zmienić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz